Matki - Teodora Dimowa

kzarecka

2008-06-27

matki_160"Matki" Teodory Dimowej przeczytałam dość dawno temu. Książka wywołała wiele emocji. Zastanawiałam się, co zrobić? Usiąść po zamknięciu okładki i natychmiast pisać? A może wręcz przeciwnie – odczekać. Jak widać, decyzja wiązała się z drugim rozwiązaniem. Od wielu dni myślę jednak tylko i wyłącznie o niej. Najpierw robiłam to każdego dnia, następnie co kilka. A wszystko łączyło się z jednym wydarzeniem – Mistrzostwa Piłki Nożnej Euro 2008. Dziwne? Wręcz przeciwnie.




Euro. W świecie mojego dzieciństwa mężczyźni przeważali nad kobietami (w sensie liczebności). Może dlatego piłka nożna mnie nie odrzuca, a dość magnetycznie przyciąga. Wciąż i niezmiennie. Jedyny plus – dzięki Bogu piłka na wyższym poziomie niż nasza krajowa liga (choć nad jej słabością należy ubolewać). Od dzieciństwa też zakochana byłam w holenderskiej drużynie narodowej. Na ogół rewelacyjnej, a mimo wszystko przegrywającej. Te Euro dało mi nadzieję. Nadzieja jednak zgasła. Holandia została wyeliminowana. Dlaczego wspominam owe wydarzenie? Wydarzenie, jak się wydaje, niezwiązane z "Matkami"? Otóż dlatego, że w książce Dimowej finał mundialu odgrywa niezwykle ważną rolę. Ten finał to również finał powieści. Ten finał zapamięta każdy. Nie ważne, kto wygra. Nie ważne, czy będziecie płakać, czy się wściekać. Ten finał porazi.

Dimową do napisania tej powieści zainspirowała tragedia, jaka wydarzyła się przed laty w jednej z bułgarskich szkół. Taką informację możemy przeczytać na okładce. I ta informacja sprawia, że nasze myśli podczas czytania szaleją. Co się wydarzyło? Skoro ktoś postanowił napisać historię z tym związaną, musiało być ważne. Musiało być głośne. A jednak... A jednak ja o tym nie słyszałam, być może nie zakodowałam, być może najzwyczajniej w świecie zapomniałam. Szukałam informacji w Internecie. Na próżno. Niestety zaczęłam robić to już w trakcie czytania. I może w tym problem. Myślałam, że sens książki jest zupełnie inny.

Poznajemy historię siódemki uczniów. Każdy z nich jest wyjątkowy. Każdy ma jednak ogromne problemy. Rozbite rodziny, brak pieniędzy na jedzenie i spełnianie marzeń... Każdy z nich pragnie zmian. Każdy szczęścia. I wydaje się, że właśnie to wszystko powinni dostać od rodziny. "Powinni"... Pewnego dnia w szkole pojawia się nowa nauczycielka – Jawora. Kobieta ideał. Kobieta, która sprawia, że zaczynają widzieć świat inaczej. On już nie jest taki zły – przecież jest Jawora. On już nie jest taki niezrozumiały – przecież jest Jawora. On już nie jest taki ciemny – przecież jest Jawora. Cudowna, piękna, rozświetlająca mroki, odganiająca złe duchy Jawora. Ideał. Najprawdziwsza, ukochana matka. Ta, która potrafi ich przytulić, powiedzieć dobre słowo, pocieszyć, pomóc, dodać sił i nadziei.

Andreja, Lija, Dana, Aleksander, Nikoła, Dejan, Kalina. To historie tych dzieci dokładnie poznajemy. Każde z nich pod wpływem Jawory się zmienia (choć nie oni jedni; cała klasa przechodzi metamorfozę; staje się najlepszą w szkole). Dimowa, mówiąc ich głosem, używa bardzo mało kropek (mnie natychmiast skojarzyło się to z jednym z opowiadań Wojciecha Kuczoka; nie on pierwszy posłużył się taką metodą, ale to właśnie jego słowa wyryły się dzięki temu w mojej głowie). Dzięki takiemu zabiegowi te historie czyta się bardzo szybko. Dławią. Nie pozwalają przerwać. Nie pozwalają zwolnić. Nie pozwalają nabrać oddechu. Hipnotyzują. Po każdej z tych opowieści mamy wywiady, jakie przeprowadzono z bohaterami. Są przesłuchiwani przez policję i psychologa. Co się stało? Co?! Tysiące pytań. Jedno nasuwające się rozwiązanie. Błędne.

"Matki" ukazały się w serii Biblioteka Babel Państwowego Instytutu Wydawniczego (ogromne brawa dla PIWu za stworzenie takiego cyklu!). Książeczka ma tylko 180 stron. Jednak te strony was zaczarują. Te słowa zniewolą. Nie przestaniecie o nich myśleć. Słowa Dimowej są bowiem jak słowa Jordana (ojca Liji): - W natchnieniu odkrywał przed nimi magię słowa, bo to ono miało uratować świat, ono było upajającym źródłem tego głębszego, ukrytego życia, Jordan oddziaływał na swoich studentów niby czarodziejski akumulator, po każdym jego wykładzie stawali się lepsi i mniej głupi, czuli się szlachetniejsi, bo zarażał ich swoim poczuciem misji, poczuciem wielkości i szlachetności ducha, który może być odkryty wszędzie i w każdym momencie, literatura nadawała imię i formę czemuś niewidocznemu dla zwykłego oka, właśnie dzięki słowom to, co niewidzialne, stawało się widzialne i to był sens słowa, to był oszałamiający sens istnienia twórcy i sztuki.

Teodora Dimowa "Matki"; Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy; Tłumaczenie: Hanna Karpińska; Liczba stron: 183; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-06-03128-7

Katarzyna Zarecka

Tagi: matki, teodora dimowa, książka, biblioteka babel,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany