Od socjopatów do samobójców

kzarecka

2008-07-07

klubsamobojcow_160.Najbardziej znany w Polsce socjopata, autor książek: "Kłopoty to moja specjalność, czyli kroniki socjopaty" i "Socjopata w Londynie", teraz przedstawia "Klub samobójców". Najnowsza powieść (warto dodać, że z bardzo dobrą okładką) Daniela Koziarskiego ukaże się na rynku już 15 lipca. Czego możemy się spodziewać? Koziarski powiedział: - Starałem się, żeby "Klub samobójców" był książką z nerwem - zarówno siłą i zróżnicowaniem postaci, jak też bogactwem wątków, różnorodnością nastrojów. Czy warto "wciągnąć się w ten taniec"? Z pewnością.



O książce - Michał jest zmęczonym życiem i związkiem na odległość asystentem na Wydziale Prawa Uniwersytetu Gdańskiego. Jego obsesją stał się czat "Klub Samobójców". Problem w tym, że wirtualni desperaci czasem umierają naprawdę... Magda to nieco zdemoralizowana i cyniczna absolwentka politologii, która na własne życzenie zmienia swój pobyt w Londynie w pasmo fatalnych doświadczeń. Maciej z kolei to młody, lecz życiowo nieporadny autor przypadkowo dobrze przyjętego debiutu, niepotrafiący sprostać wyzwaniu drugiej powieści. Jest także doktor Wolniewicz, psychoterapeuta, przez którego gabinet przewijają się dziesiątki ekscentrycznych, żałosnych i irytujących pacjentów. Ale jaką tajemnicę skrywa sam doktor? Klub samobójców to cztery powiązane ze sobą historie ukazujące poprzez ostrą satyrę społeczną i czarny humor siłę autodestrukcji i rozpaczy, jakie wyzierają z pozornie szczęśliwej egzystencji rzekomo spełnionych ludzi.

Daniel Koziarski: - Po ukończeniu drugiego "Socjopaty" cierpiałem na nadwyżkę pomysłów. Nadwyżka pomysłów bywa równie uciążliwa jak pisarska blokada – powoduje, że autor niemal codziennie siada do komputera przeświadczony, że to jest właśnie to, by już następnego dnia stwierdzić, że jednak nie, że właściwie ta nowa idea jest o niebo lepsza od poprzedniej. W tym czasie obejrzałem film "Babel", w którym cztery osobne historie są ze sobą powiązane i zacząłem zastanawiać się nad zastosowaniem podobnego zabiegu w nowej książce. Z szeregu pomysłów, które w tym czasie zrodziły się w mojej głowie, wyselekcjonowałem cztery i złączyłem je w konstrukcyjną całość, wiążąc je ze sobą na kilka sposobów – nie chcę jednak psuć zabawy potencjalnym czytelnikom, więc pozostawię tę kwestię niedopowiedzianą. Jest zatem historia Michała, człowieka uzależnionego od czatowania z wirtualnymi desperatami, zarazem wyniszczonego psychicznie przez związek na odległość. Jest opowieść emigracyjna o Magdzie, która jest swego rodzaju ostrzeżeniem przed zachłystywaniem się Londynem. Jest rzecz o pisarzu, choć zaznaczam, wcale nie autoportret – kreślę tam postać nadpobudliwego twórczo człowieka, którego literackie próby stają się coraz bardziej groteskowe i bezsilne zarazem. Wreszcie jest i doktor Wolniewicz, którego działalność zawodowa staje się okazją do przeglądu różnych skrzywionych psychicznie osobników. Starałem się, żeby "Klub samobójców" był książką z nerwem – zarówno siłą i zróżnicowaniem postaci, jak też bogactwem wątków, różnorodnością nastrojów (mamy więc między innymi zarówno prawdziwe ludzkie dramaty jak i typową dla cyklu o "Socjopacie" komedię pomyłek). Ci, którzy nie mieli w rękach żadnej z książek o Tomaszu Płachcie mogą spokojnie zacząć poznawanie mojej twórczości od "Klubu samobójców". Ci zaś, którym "Socjopata" przypadł do gustu z pewnością nie będą zawiedzeni moją nową propozycją. Jest tylko jeden niezbędny warunek: przed lekturą należy uzbroić się w dystans. Dosłowność jest przecież zabójcą wyobraźni.

Fragment
– Czy tendencje do samobójstwa są dziedziczne, rodzinne?
Takie pytanie zadał mi Martens, którego – jak sam utrzymywał – dziadek zastrzelił się na froncie osaczony w lasku przez hitlerowców (zanim włożył sobie lufę do ust, powiedział podobno: „Żywcem nas nie wezmą. Armia Ludowa nigdy się nie poddaje”), ojciec zapił się na śmierć w Wigilię (miał powiedzieć: „Skoro narkomani mają swój złoty strzał, to my, alkoholicy, powinniśmy mieć złoty łyk”), a starszy brat przedawkował heroinę (miał powiedzieć: „Dzisiaj jest wspaniały dzień, żeby umrzeć, nawet pierdolone słońce ma kształt trumny”).
– Nie wiem, nie jestem suicydologiem – odpowiedziałem.
– Zobacz, moi krewni pozbawili się życia z takich czy innych powodów, a może i bez powodu – analizował. – To jakby przecieranie drogi młodszym, wysyłanie w ich kierunku wyraźnego sygnału – zobacz, w naszej rodzinie nikt nie potrafi przeżyć dłużej, więc i ty sobie nie poradzisz... Nie psuj nam rodzinnej historii!
– Przepraszam, a co się stało z twoją matką? Żyje? – zagadnąłem.
– Matka zniknęła niedługo po śmierci ojca. Ona się dużo angażowała w Misję Chi, czy jak ta grupa wariatów i zielarzy się nazywała. Mówiła, że współbracia i współsiostry dodają jej sił, pozwalają na nowo odkryć sens egzystencji. Palili wspólnie kadzidełka, jedli jakieś śmierdzące zupki i prowadzili warsztaty o równowadze psychicznej i karmie, czytając jakieś podejrzane publikacje. Na początku próbowała zwerbować mnie i brata, ale kiedy uznała, że nas nie przekona, przestała się z nami w ogóle kontaktować i wkrótce słuch o niej zaginął. Kiedyś odnalazłem w internecie, że oni mają swoją siedzibę w Bieszczadach, są zupełnie odcięci od normalnego życia – sam wiesz, jak to z takimi bywa...
– A co ty masz zamiar zrobić ze swoim życiem? Masz w ogóle jakieś cele i zaintresowania? – zmieniłem temat.
– Studiuję ekonomię, mam swoją grupę rockową, sporo ćwiczymy w garażu u mojego najlepszego kumpla. W wakacje chcę wyjechać do pracy do Dublina. Nie narzekam w sumie, choć daję słowo, co rusz myślę o tym rodzinnym przekleństwie... Ono podcina mi skrzydła. Dobra, powiem ci coś, ale nikomu nie zdradzaj, ok? Nie chcę, żeby w Klubie się o tym dowiedzieli. Obiecujesz? Powiedz, że obiecujesz...
– Obiecuję.
– Raz mnie odratowali. Nawet nie wiem, co mi wtedy przyszło do głowy, jeden z takich dni, kiedy budzisz się i oddychanie sprawia ci trudność. Nałykałem się tabletek, ale babcia w porę zadzwoniła po pogotowie. A potem mnie opierdzieliła, że przeze mnie znowu będzie musiała iść do apteki, że wszystko jej wyżarłem. Taka jest moja babcia... Wiesz, mówi się, że jak ktoś raz spróbował, to spróbuje znowu, że to jest prawie na sto procent...
– Wiesz, mówi się też, że ten kto sięga po tabletki, chce, żeby go odnaleziono i odratowano Martens, zrób coś ze swoim życiem... I nie przychodź tutaj więcej, Klub Samobójców to strata czasu dla tych, którzy chcą żyć. Ci ludzie tańczą tutaj kompulsywnie jak Leland Palmer w "Twin Peaks". Czasem myślę, że oni nie potrzebują litości, wskazują, że wina leży po ich stronie. Nie daj się wciągnąć w ten taniec śmierci. Po prostu żyj.

Daniel Koziarski "Klub samobójców"; Wydawnictwo: Prószyński i S-ka; Format: 142 x 202 mm; Liczba stron: 320; Okladka: miękka; ISBN: 978-83-7469-799-6

KaHa

Tagi: Daniel Koziarski, Klub samobójców, książka, fragment, socjopata,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany