Tango w Buenos Aires - Tomas Eloy Martinez

aostaszewska

2008-08-10

tango_w_buenos_aires_160Nie byłam w Buenos Aires, ale od kilku dni nie marzę o niczym innym. Nigdy nie tańczyłam tanga, a teraz zasłuchuję się w melodię i bacznie przyglądam się krokom tancerzy. Nigdy wcześniej nie czytałam książek Tomasa Eloya Martineza... Tak, lektura "Tanga w Buenos Aires", ostatniej wydanej w Polsce powieści Martineza (argentyńskiego dziennikarza i pisarza od 1975 roku przebywającego na emigracji) zbiera żniwo. A przecież nic nie wskazywało na to, że w ogóle przeczytam tę książkę. Przeleżała pod stosem innych lektur kilka ładnych miesięcy. Gdyby nie potrzeba uporządkowania stołu, pewnie zapomniałabym o niej przez kolejne. Oj, miałabym, czego żałować.



"Tango w Buenos Aires" opowiada o kilkumiesięcznym pobycie amerykańskiego studenta w stolicy Argentyny. Bruno Cadogan zbiera materiały do pracy magisterskiej. Pisze o pochodzeniu tanga na podstawie esejów Jorge Luisa Borgesa. Przybywa do Argentyny we wrześniu 2001 r. Pragnie usłyszeć Julia Martela, pieśniarza tanga, o którego głosie krążą legendy. Próbuje też odnaleźć alefa z opowiadania Borgesa. No cóż... może nie wszystko udaje się tak, jakby sobie tego życzył nasz bohater, ale... to w Buenos Aires przeżywa przygodę życia, która później stanie się tematem książki. Jest dokładnie tak, jak pisał Walter Benjamin: - Poznanie to jedynie piorunowy błysk. Tekst to dudniący potem długo grzmot.

Cytat z Benjamina przekonał mnie do książki. Powoli i stopniowo wzrastała przyjemność z czytania. Szybko zrozumiałam, że "Tango w Buenos Aires" ma kilku bohaterów i każdy z nich wart jest poznania. A postać Bruna? Hm, wydaje się pretekstem dla autora, by opowiedzieć o innych, o tym, co powoli umyka, o nastroju, chwili, iluzji, która miesza się z rzeczywistością, przeszłości, co za moment całkowicie zniknie. O tym, co bliskie jego sercu: Buenos Aires, tango i Borges - tercet magiczny, nierozłączny. I dla mnie teraz nie są to już puste hasła, które kojarzą się z Argentyną, lecz słowa-klucze, labirynty myśli, jakby określił je Martinez.

Martinez opowiada o Buenos Aires bez zadęcia, z lekko wyczuwalną melancholią. Jest przenikliwy i dokładny. Przewodnikami po ojczystym mieście czyni muzykę, historię i literaturę. Zmusza też do czujności, bowiem prowadzi kilka narracji jednocześnie. Pozornie – to historia Bruna, ale na planie szerszym ważniejsza wydaje się historia Buenos Aires, jego zakamarków i cieni, jego mieszkańców (skromnych a jednocześnie bezwstydnych według Borgesa), którzy stanowią prawdziwy labirynt tego miasta. Tutaj, jak pisze Martinez: - Rzeczywistość, nie wiedząc, co ze sobą począć, błąkała się tam, jakby polując desperacko na kogoś, kto miałby odwagę ją opisać. Takich dorodnych opisów Buenos Aires jest więcej. O, na przykład jeszcze takie: - Żaden podróżnik nie zatrzymuje się w Buenos Aires w drodze do innego miejsca. Dalej, za miastem, nie ma już dokąd iść... Tylko miasto, które wyparło się piękna, może mieć go tyle w sobie.

W labiryncie Buenos Aires słychać przejmujące tango. To w jego dźwiękach można odnaleźć mroczne sekrety miasta. W tangu piękno głosu jest tak samo ważne jak sposób, w jaki się śpiewa, przestrzeń między sylabami, znaczenie kryjące się w każdym zdaniu. (...) pieśniarz tanga jest przede wszystkim aktorem... kimś, w kim słuchacz rozpoznaje swoje własne uczucia. Takim pieśniarzem jest Julio Martel. By opowiedzieć o prawdziwym tangu, Martinez wymyśla postać niedocenionego pieśniarza o niewiarygodnie pięknym głosie. Martel nigdy nie nagrał żadnej płyty, ale – jak głosi wieść - "przebija" legendarnego Carlosa Gardela. Do tego śpiewa najstarsze tanga, a zatem spodobałby się Borgesowi (którego twórczość – mówiąc na marginesie - była tematem pracy magisterskiej Martineza)...

Według Borgesa tango narodziło się w burdelu, było tańczone wyłącznie przez mężczyzn. Te najprawdziwsze pochodzą sprzed 1910 r. Późniejsze - powstały dla celów komercyjnych, na pokaz, brakuje w nich zatem prawdy.

Zanim nie wzięłam do ręki tej książki, niewiele wiedziałam o Buenos Aires. Wiedziałam tyle, co inni powtarzają do znudzenia, mianowicie, że Buenos Aires jest stolicą tanga. I co z tego? Myślałam. Dopiero teraz te słowa nabrały dla mnie znaczenia. Za bohaterem książki mogę tylko powtórzyć: - Tym, co najbardziej zapamiętam, jest coś czego nigdy nie doświadczyłem(am).

Tomas Eloy Martinez "Tango w Buenos Aires"; Wydawnictwo: Wydawnictwo Książkowe Twój Styl; Tłumaczenie: Joanna Sobura; Format: 139 x 205 mm; Liczba stron: 228; Okladka: miękka; ISBN: 978-83-7163-406-2

Aneta Ostaszewska

Tagi: Tomas Eloy Martinez, Tango w Buenos Aires, książka,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany