Po ataku

kzarecka

2008-09-03

po_ataku_160Niedawno obejrzałam "Chorować w USA" - kolejny film dokumentalny Michaela Moore'a. I ujrzałam w nim historię ratowników uczestniczących w akcji niesienia pomocy ofiarom ataku na World Trade Center... Jeśli ktoś oglądał, wie, o czym mówię. Jeśli nie, no cóż, proponuję poświęcić niespełna dwie godziny temu dokumentowi. Powyższe skojarzenie nastąpiło po przeczytaniu notki na temat powieści "Spadając" Dona DeLillo. Oto jej fragment: - To książka o 11 września i o dniach, a w końcu latach, które nastąpiły potem. W sposób przejmujący i obrazowy, lecz bez patosu, autor opisuje zdarzenie, które wstrząsnęło Ameryką u progu nowego tysiąclecia i zdefiniowało ją na nowo. Ta historia zaczyna się wśród dymu i zgliszcz, które pozostały z płonących wież.



O książce - Keith, cudem ocalały w jednej z wież, usiłuje poskładać swój świat na nowo. W pierwszym odruchu wraca do żony, Lianne, którą przedtem opuścił, ona zaś wciąż rozpamiętuje przeszłość, nie mogąc odnaleźć w nim bliskiego jej niegdyś mężczyzny. Obok jest ich małomówny synek Justin, który wystaje w oknie, wypatrując na niebie kolejnych samolotów. Nad ich wspólnym życiem ciąży poczucie straty i żalu, a także przemożna siła historii.

Don DeLillo pokazuje, jaki wpływ terrorystyczny atak z 11 września wywarł na jego rodaków, przeobrażając ich emocje, pamięć i sposób odbierania świata. To piękna, poruszająca i oczyszczająca książka.

Fragment
Powiedziała do matki:
-
Wydawało się to niemożliwe, jakby zmartwychwstał, ale to był on, w drzwiach. Całe szczęście, że wzięłaś Justina do siebie. To byłoby straszne, gdyby zobaczył swojego ojca w takim sta­nie. Jakby szara sadza po czubek głowy, nie wiem, jakby dym tam stał, krew na twarzy i ubraniu.
-
Akurat układaliśmy puzzle ze zwierzętami, konie na łące.
Apartament matki znajdował się niedaleko Piątej Alei, z pie­czołowicie porozwieszanymi na ścianach dziełami sztuki oraz
małymi figurkami z brązu na stolikach i półkach. Tego dnia w salonie panował radosny nieład. Po podłodze walały się za­bawki i gry Justina, zakłócając bezczasowość tego pomieszcze­nia, ale to miłe, pomyślała Lianne, bo inaczej trudno nie szep­tać w takiej scenerii.
-
Nie wiedziałam, co robić. No bo wiesz, telefony nie działa­ły. W końcu poszliśmy na piechotę do szpitala. Krok po kroku, jakbym prowadziła małe dziecko.
-
A w ogóle dlaczego przyszedł akurat do ciebie?
-
Nie wiem.
-
Dlaczego nie poszedł od razu do szpitala? Tam na miejscu, w śródmieściu? Dlaczego nie poszedł do kogoś znajomego?
"Ktoś znajomy" oznaczał kobietę, nieunikniony sztych, mat­ka musiała to zrobić, nie mogła się powstrzymać.

-
Nie wiem.
-
Nie rozmawialiście o tym? Gdzie on teraz jest?
-
Czuje się dobrze. Na razie skończył z lekarzami.
-
No to o czym rozmawialiście?
-
Nie ma większych urazów, fizycznych znaczy się.
-
O czym rozmawialiście?
Jej matka, Nina Bartos, uczyła dawniej na uniwersytetach
w Kalifornii i Nowym Jorku, ale dwa lata temu odeszła na eme­ryturę, profesor Taka-i-Taka od tego-i-tego, jak powiedział kie­dyś Keith. Była blada i chuda, jej matka, w następstwie operacji kolana. Nareszcie i zdecydowanie stara. Tego właśnie chciała, jak się wydawało, chciała być stara i zmęczona, chciała wchło­nąć starość, wziąć ją na siebie, otoczyć się nią. Były laski, były lekarstwa, były popołudniowe drzemki, dieta, wizyty u lekarzy.
-
Na razie nie mamy o czym rozmawiać. On musi mieć teraz spokój od spraw, od rozmów też.
-
Małomówny.
-
Przecież znasz Keitha.
-
Zawsze to w nim podziwiałam. Sprawia wrażenie, że jest coś głębszego niż wędrówki krajoznawcze i jazda na nartach al­bo gra w karty. Ale co?
-
Wspinaczka skałkowa. Nie zapominaj.
-
A ty z nim wtedy pojechałaś. Zapomniałam.
Matka poruszyła się w fotelu, opierając stopy na podnóżku
od kompletu, późnym rankiem, nadal w podomce, łaknąc pa­pierosa.
-
Lubię tę jego małomówność czy co to jest - powiedziała. - Ale uważaj.
-
On jest małomówny przy tobie, a raczej był, tych parę razy, kiedy w ogóle rozmawialiście.
-
Lepiej uważaj. On się otarł o śmierć, wiem. Byli tam jego przyjaciele. To też wiem. Ale jeśli pozwolisz, żeby współczucie i życzliwość miały wpływ na twój osąd...

Don DeLillo "Spadając"; Wydawnictwo: Noir sur Blanc; Tłumaczenie: Robert Sudołów; Format: 145 x 235 mm; Liczba stron: 208; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7392-270-9

KaHa

Tagi: Don DeLillo, Spadając, ksiązka, fragment,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany