Po ataku
kzarecka
2008-09-03
O książce - Keith, cudem ocalały w jednej z wież, usiłuje poskładać swój świat na nowo. W pierwszym odruchu wraca do żony, Lianne, którą przedtem opuścił, ona zaś wciąż rozpamiętuje przeszłość, nie mogąc odnaleźć w nim bliskiego jej niegdyś mężczyzny. Obok jest ich małomówny synek Justin, który wystaje w oknie, wypatrując na niebie kolejnych samolotów. Nad ich wspólnym życiem ciąży poczucie straty i żalu, a także przemożna siła historii.
Don DeLillo pokazuje, jaki wpływ terrorystyczny atak z 11 września wywarł na jego rodaków, przeobrażając ich emocje, pamięć i sposób odbierania świata. To piękna, poruszająca i oczyszczająca książka.
Fragment
Powiedziała do matki:
- Wydawało się to niemożliwe, jakby zmartwychwstał, ale to był on, w drzwiach. Całe szczęście, że wzięłaś Justina do siebie. To byłoby straszne, gdyby zobaczył swojego ojca w takim stanie. Jakby szara sadza po czubek głowy, nie wiem, jakby dym tam stał, krew na twarzy i ubraniu.
- Akurat układaliśmy puzzle ze zwierzętami, konie na łące.
Apartament matki znajdował się niedaleko Piątej Alei, z pieczołowicie porozwieszanymi na ścianach dziełami sztuki oraz małymi figurkami z brązu na stolikach i półkach. Tego dnia w salonie panował radosny nieład. Po podłodze walały się zabawki i gry Justina, zakłócając bezczasowość tego pomieszczenia, ale to miłe, pomyślała Lianne, bo inaczej trudno nie szeptać w takiej scenerii.
- Nie wiedziałam, co robić. No bo wiesz, telefony nie działały. W końcu poszliśmy na piechotę do szpitala. Krok po kroku, jakbym prowadziła małe dziecko.
- A w ogóle dlaczego przyszedł akurat do ciebie?
- Nie wiem.
- Dlaczego nie poszedł od razu do szpitala? Tam na miejscu, w śródmieściu? Dlaczego nie poszedł do kogoś znajomego?
"Ktoś znajomy" oznaczał kobietę, nieunikniony sztych, matka musiała to zrobić, nie mogła się powstrzymać.
- Nie wiem.
- Nie rozmawialiście o tym? Gdzie on teraz jest?
- Czuje się dobrze. Na razie skończył z lekarzami.
- No to o czym rozmawialiście?
- Nie ma większych urazów, fizycznych znaczy się.
- O czym rozmawialiście?
Jej matka, Nina Bartos, uczyła dawniej na uniwersytetach w Kalifornii i Nowym Jorku, ale dwa lata temu odeszła na emeryturę, profesor Taka-i-Taka od tego-i-tego, jak powiedział kiedyś Keith. Była blada i chuda, jej matka, w następstwie operacji kolana. Nareszcie i zdecydowanie stara. Tego właśnie chciała, jak się wydawało, chciała być stara i zmęczona, chciała wchłonąć starość, wziąć ją na siebie, otoczyć się nią. Były laski, były lekarstwa, były popołudniowe drzemki, dieta, wizyty u lekarzy.
- Na razie nie mamy o czym rozmawiać. On musi mieć teraz spokój od spraw, od rozmów też.
- Małomówny.
- Przecież znasz Keitha.
- Zawsze to w nim podziwiałam. Sprawia wrażenie, że jest coś głębszego niż wędrówki krajoznawcze i jazda na nartach albo gra w karty. Ale co?
- Wspinaczka skałkowa. Nie zapominaj.
- A ty z nim wtedy pojechałaś. Zapomniałam.
Matka poruszyła się w fotelu, opierając stopy na podnóżku od kompletu, późnym rankiem, nadal w podomce, łaknąc papierosa.
- Lubię tę jego małomówność czy co to jest - powiedziała. - Ale uważaj.
- On jest małomówny przy tobie, a raczej był, tych parę razy, kiedy w ogóle rozmawialiście.
- Lepiej uważaj. On się otarł o śmierć, wiem. Byli tam jego przyjaciele. To też wiem. Ale jeśli pozwolisz, żeby współczucie i życzliwość miały wpływ na twój osąd...
Don DeLillo "Spadając"; Wydawnictwo: Noir sur Blanc; Tłumaczenie: Robert Sudołów; Format: 145 x 235 mm; Liczba stron: 208; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7392-270-9
KaHa