Znowu kupiłem książkę

mgierszewski

2008-11-24

gierszewski_160_011. Wczoraj znowu kupiłem książkę. A obiecywałem sobie, uroczyście, żadnych więcej książek w tym miesiącu, żadnych więcej książek w tym roku. Wystarczy, nie wypada, należy przecież w końcu przeczytać, wszystkie kupione wcześniej, cierpliwie leżakujące na nocnym stoliku i czekające na swoją kolej. Przez pół miesiąca byłem twardy. Omijałem wszystkie księgarnie szerokim łukiem, nie czytałem o nowościach, nie interesowałem się. Starałem się zachowywać wszelkie środki bezpieczeństwa. Wczoraj nie wytrzymałem i znów kupiłem książkę.


Wracałem z pracy, było późno, większość księgarń jest o tej porze zamknięta, jednakże "Arsenał" wciąż otwarty, przypomniałem sobie o tym, będąc pod domem. Wahałem się tylko przez chwilę. Dobrze wiedziałem: przegram. Przegram, bo wiem, jaką książkę chcę przeczytać, czyli kupić. Przeczytać tak od razu, teraz, już, zaraz, odkładając wszystkie inne, odkładając wszystko inne. Przegrałem, czytałem do 5:00 rano, aż całą przeczytałem. I wcale nie jestem z siebie dumny.

2. Chociaż opis z okładki książki "Wpuść mnie" wcale nie jest zachęcający. Gdybym się miał tylko nim sugerować, to pewnie nigdy, przenigdy bym po tę książkę nie sięgnął, za nic w świecie bym się nią nie zainteresował, gdyby nie pewien zbiegów okoliczności, ale o tym za chwilę. Niezwykłe połączenie literackiego horroru z powieścią psychologiczną – co to za podręczny zestaw eksperymentalny? Legenda wampira i hipnotyzująca, posępna historia odrzucenia, przyjaźni i zemsty – ba!, wszystko w jednym, niezapomniane wrażenia i, mrożąca krew w żyłach, jazda bez trzymanki. O samym autorze jest też kilka ciepłych słów: J.A. Lindqvist to znakomity szwedzki pisarz, stawiany obok Bentleya Litte’a, Neila Gaimana, a nawet Stephena Kinga – kim jest p. Litte nie udało mi się ustalić, a w Polsce ukazała się (aż!) jedna jego powieść, za prozą Gaimana nie przepadam, facet nie ma szczęścia do tłumaczy, wolę komiksy według jego scenariuszy, a książki Kinga jakoś dotychczas na szczęście (na nieszczęście?) udawało mi się omijać, czyli rekomendacja całkiem niezła, ale nie dla mnie. Z netu dowiedziałem się jeszcze, że jest to wielki talent w świecie literackiego horroru – pisarz, który w ostatnich latach stał się międzynarodową sensacją – o, super!, sława zobowiązuje. Podobno w Szwecji książka ta była bestsellerem, w Polsce nie jest i nie będzie, chociaż jego książka, to nowoczesna powieść psychologiczna o wampirach, która zmienia obowiązujące dotychczas zasady gatunku – hm, nic dodać, nic ująć. Na szczęście nie musiałem się sugerować żadnym z powyższych zdań.

3. Jaki był to zbieg okoliczności? W niedzielę przypadkowo byłem w kinie i akurat grali jedynie szwedzki horror "Pozwól mi wejść" ("Låt den rätte komma in"), nakręcony na podstawie scenariusza Johna Ajvide Lindqvista, który zaadaptował na potrzeby dużego ekranu swoją debiutancką książkę. Nigdy nie widziałem szwedzkiego horroru, pomyślałem więc, to może być ciekawe, jeśli nie umrę z nudów. Niepokoiła mnie jedynie długość filmu, projekcja miała trwać prawie dwie godziny. Najwyżej wyjdę, uznałem. Gdy się skończył, nie chciałem wychodzić, chciałem go obejrzeć jeszcze raz i pewnie, gdyby był kolejny seans, to zostałbym. Cały następny dzień i następny, i następny zastanawiałem się, co mnie w tym filmie tak poruszyło, co czułem, że chciałem go zobaczyć jeszcze raz, że chciałem poznać historię dwunastoletnich Eli i Oskara nawet w wersji książkowej, czyli rozszerzonej. Po pierwsze: to nie był horror, fakt, pojawił się wampir, ale jako "figura" Obcego, który stoi poza społeczeństwem, gdyż został przez nie odtrącony, ponieważ z oczywistych powodów nie potrafi się do niego dopasować, a chcąc żyć, musi walczyć o życie na wszystkie możliwe sposoby, czyli zabijając. Po drugie: powolność, niespieszny rytm opowiadania historii o rodzącym się "niemożliwym" uczuciu (uzależnienia? przyjaźni? miłości? – to nie ma znaczenia) między głównymi bohaterami. Po trzecie: oszołomienie, na ekranie działy się straszne rzeczy, ktoś był mordowany z pełną premedytacją, a całą uwagę skupiałem na strachu Eli przed odtrąceniem przez Oskara i odwrotnie, bo oboje długo nie są pewni, czy zostaną przez tego drugiego zaakceptowani. Po czwarte: prostota, proste gesty, takie jak dotyk, obejmowanie, tulenie, poświęcenie, oddanie, milczenie, ale i złość, agresja. Po piąte: padający śnieg, skrzypiący śnieg, lód, zamarznięta woda, para wylatująca z ust, niby wielki mróz, a jednak czułem podskórne pulsowanie ogromnych emocji. Po szóste: dziecięca niewinność, ale i dziecięca okrutność ukazana bezpardonowo. Co jeszcze? Nie pamiętam, a niestety w żadnym kinie w Poznaniu filmu już nie grają.

4. Wejdź...

5. Pewnie stąd wziął się mój pomysł, aby książkę kupić i przeczytać. I to natychmiast, by przypomnieć sobie niektóre sceny, dialogi, rozwój akcji. Przy okazji poznając pominięte szczegóły. Teraz jestem pewien, dobrze, że zostały pominięte, gdyż w książce jest kilka wątków, które zniszczyłyby niewątpliwe piękno filmu. Po co wiedzieć, że Håkan opiekun Eli, jest pedofilem, że są ze sobą trzy lata, że ona go wyciągnęła z pijackiego bagna, bo go potrzebowała, że wcale nie jest taki bezradny jak w filmie, że go okłamywała markując uczucie, że Eli, to w gruncie rzecz Eliasz, tylko bez penisa, że żyje już 225 lat, że jest więcej morderstw, że pojawia się zombie (w końcu książka to horror, a przynależność do gatunku obliguje zastosowanie, wprowadzenie pewnych motywów), że Oskar wcale nie jest taki samotny, że akcja przebiega trochę innym torem niż w filmie, że scena na basenie, jest ostatnią sceną przed epilogiem, że i że… Książka nie jest tak przejmująca jak film, chwilami jest perwersyjna (próba gwałtu na Eli przez Håkana), a siła ekranizacji polega właśnie na ukazaniu niewinności rodzącego się uczucia.

5. Nie polecam ksiązki przed obejrzeniem filmu, a nawet po czytanie można sobie darować.

Giera

Tagi: Wpuść mnie, książka, film, Lindqvist, Pozwól mi wejść,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany