"Pary homo są normalnymi ludźmi, nie z Księżyca" - wywiad z Zofią Staniszewską, autorką książki "Moja les"

kzarecka

2010-03-31

zofia_160Zofia Staniszewska to niezwykle płodna autorka. A do tego sympatyczna, więc po przeczytaniu "Mojej les", wiedziałam jedno - chcę zrobić z Nią wywiad. Udało się? Tak. Rezultat? Poniżej. Jeśli komuś nie odpowiada czytanie o literaturze lesbijskiej, może sobie ten wywiad podarować. Wszystkich innych zapraszam. Zobaczycie, że warto wysłuchać Zofii.



Katarzyna Zarecka: - Czy hasło, którym wydawnictwo reklamuje "Moją les" - "Pierwsza les story", miał być odbiciem "Love story" Ericha Segala? Można rzec, że i fabuły mają ze sobą coś wspólnego (zakazana miłość, bycie ze sobą wbrew wszystkim, bolesny koniec).

Zofia Staniszewska: - Nie sądzę, by hasło promocyjne wydawnictwa była celowym nawiązaniem do słynnej "Opowieści miłosnej" Ericha Segala. Myślę, że raczej chciano zwrócić uwagę na marną kondycję literatury lesbijskiej, której w Polsce prawie nie ma. W prozie ostatnich lat coraz częściej można natknąć się na wątki nieheteronormatywne – Grażyna Plebanek "Przystupa", Monika Mostowik, czy całe opowieści o miłości lesbijskiej – Ewa Szilling, Anna Laszuk (na pograniczu reportażu), ale dokonania te, choć istotne, są prawie niezauważalne w porównaniu z literaturą gejowską. Podjęłam próbę napisania pierwszej polskiej les story, która ma szansę trafić do szerszego kręgu odbiorców i tym samym wydobyć ze społecznego i literackiego niebytu postać kobiety zakochanej w kobiecie. Czy mi się to uda, pozostawiam już decyzji czytelników i krytyków.

Język powieści może być trudny dla wielu czytelników. I tak sobie myślę – taki styl pisania Pani odpowiada (mnie, przyznam, tak), czy tu też mamy zabieg: niebłahy temat to i język odpowiednio trudny?

To nie jest tak, że mi w ogóle odpowiada styl pisania, jaki reprezentuje "Moja les": skrajnie emocjonalny, najeżony z jednej strony kolokwializmami, z drugiej wyrazami lekko archaizującymi lub gwarowymi, na dodatek z inwersyjną składnią. Lubię eksperymentować z materią literacką, żeby "odpowiednie dać rzeczy słowo". Raz pociąga mnie rozbuchana, barokowa estetyka, kiedy indziej, na przykład w poezji sięgam po ascetyczne, minimalistyczne środki. "Moja les" poprzez nietypowy, "gawędziarski" język, a także niektóre motywy, sytuacje i cytaty nawiązuje do "Trans-Atlantyku" Gombrowicza, który stylizowany jest na szlachecką gawędę. Dlaczego za jeden ze wzorów mojej powieści wybrałam "Trans-Atlantyk"? Patriotycznemu kultowi Ojczyzny Gombrowicz przeciwstawił Synczyznę, gdzie Ojczyzna symbolizuje krępujący tożsamość obowiązek patriotyczny, a Synczyzna – indywidualną wolność wyrażoną tu poprzez homoseksulaną fascynację młodością. W "Mojej les" zamieniłam Gombowiczowską dychotomię: Ojczyzny – Synczyzny (oba wzory patriarchalne) na Ojczyznę – Matczyznę oraz Macierzyństwo i Tacierzyństwo. Dlatego mężczyznom, uosabiającym tradycyjny patriarchat, założyłam groteskową gębę: są bezrozumną siłą (Ochroniarz), zapyziałymi homofobami (Księgowy), pogubionymi w życiu pijaczkami (Zdzisio), w końcu marionetkami w rękach kobiet (były mąż Miłki). Może z tego powodu prof. Inga Iwasiów nazwała "Moją les" baśnią matriarchalną:) Wybierając taką archaizującą stylistykę polemizuję również z Michałem Witkowskim (którego "Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej" jest trawestacją gawędy szlacheckiej i oczywistym odwołaniem do "Trans-Atlantyku") przeciwstawiając jego monolog gejowskiego mafiosa monologowi mojej Doroty. Narrator Witkowskiego jest zakochany w dzikim ukraińskim bandycie, który okazuje się wytworem wyobraźni – moja narratorka kocha się z wzajemnością w kobiecie z krwi i kości. Czyli męskie pesymistyczne urojenia kontra żeńskie afirmacyjne spełnienie w miłości.

Zna Pani pary lesbijskie, czy pisała według schematu miłość – kłótnie – szczęście – ból tylko zmieniła sobie jednego bohatera na bohaterkę? Swoją drogą dość męską.

Znam dość dużo par lesbijskich, choć (tu pewnie rozczaruję niektórych czytelników) głównie poprzez Internet. Jeśli chodzi o główną bohaterkę i zarazem narratorkę "Mojej les – Dorotę – to osobiście znam osobę, która posłużyła mi za "prototyp" tej postaci. O ile się orientuję, nie ma dużej różnicy jakościowej w związkach homoseksualnych w stosunku do par hetero. Jak wszędzie miłość jest podobnie przeżywana, pojawiają się podobne problemy, a natężenie i umiejętność rozwiązywania konfliktów nie zależy od płci, tylko od cech osobowościowych, stopnia dojrzałości i zgody na kompromis partnerów. Pary homo są normalnymi ludźmi, nie z Księżyca. Z tym, że jest im trudniej. Najpierw muszą poradzić sobie ze stopniowym odkrywaniem, często bardzo bolesnym, własnej prawdziwej tożsamości seksualnej, następnie stoją przed decyzją rodzinnego czy publicznego coming outu (nieraz ten pierwszy bywa dotkliwszy, może skończyć się zerwaniem więzi z bliskimi, w skrajnych przypadkach młode osoby, które opowiedzą prawdę o sobie, wyrzucane są z domu).

Dlaczego Dorota jest tak męska (zachowaniem, charakterem)? Czy wraz z Miłką miały obrazować zupełnie inne postawy, aby czytelnik nie spłaszczył wszystkiego do przekonania: jak dwie kobiety, to obie słabe?

Gdyby opisać przeciętne małżeństwo hetero, nie ujawniając płci bohaterów, to okazałoby się może, że trudno rozpoznać, kto jest głową, a kto szyją domu :) Nie zawsze płeć biologiczna pokrywa się ze społeczną i kulturową. Znam kobiety, które mają nadmiar testosteronu, a ich temperamentu nie mogło spacyfikować wychowanie do roli grzecznej dziewczynki – uwielbiają ryzykowne sporty i szybką jazdę samochodem, a ich mężowie biorą urlopy wychowawcze i rozwijają w sobie zmysł empatii i uczuciowość. Dorota jest męska (zakładając że pod tym słowem rozumiemy stereotypowe cechy przypisywane w naszej kulturze mężczyznom), ponieważ tak się po prostu zdarza, niektóre kobiety urodziły się "chłopczycami". Lesbijki są też oczywiście inne, "stuprocentowo" kobiece. Przyznaję jednak, że przy takim doborze postaci: "męskiej" Doroty i subtelnej, choć cholerycznej Miłki, jest więcej napięcia fabularnego, niż gdyby postacie były do siebie podobne. Ale czy rzeczywiście Dorota jest taka męska, niewrażliwa, mało empatyczna, nie oczytana? Poznajemy ją przecież tylko poprzez jej monolog, a to, co o sobie mówimy, czy nawet myślimy, nie zawsze jest zgodne z prawdą.

"Seksmisja" i niezwykła społeczność kobiet oraz pamięta fraza "Kopernik była kobietą?". Dalej – film sprzed jedenastu lat ("Dogma" z Mattem Damonem i Benem Affleckiem), w którym Alanis Morissette wcieliła się rolę Boga-kobiety. To tylko dwa przykłady. Motyw kobiecości, czy Boga-kobiety pojawia się coraz częściej, choć przez gorliwych katolików jest uważany za kompletną bzdurę. Czy w "Mojej les" Baba na Wysokościach jest tą, która ma zbawić ludzkość?

Nie uważam, że Stworzyciel – Stworzycielka, jeśli istnieją, mają atrybuty kobiece lub męskie. Jednak czy naprawdę nic nie zmienia w nas samych, w naszej kulturze, w relacjach społecznych, spojrzenie na Boga jako na Faceta z Brodą lub jako na Płodną Babę przypominającą paleolityczne figurki Wenus z Willendorfu? Myślę, że sporo. Szczególnie, że w prawie wszystkich (jeśli nie we wszystkich) pierwotnych religiach istniały bóstwa męskie i żeńskie, tak samo w "Biblii" – jeśli Bóg Izraelczyków jest rodzaju męskiego, to jego druga strona – Duszyca symbolizuje kobiecość (stąd gołębica) – niestety w przekładzie z hebrajskiego na grekę, a później na łacinę, Duch Święty zagubił swój żeński rodzajnik. Brak kobiecego wymiaru boskości w chrześcijaństwie spowodował tak intensywny rozkwit kultu Maryi – Matki Boga. Nic dziwnego, że zniecierpliwiona trwającymi dwa tysiąclecia rządami trzech Facetów, Dorota w XXI wieku zwraca się do Garncarki Świata, Matki na niebiosach, wielkiej, tłustej Madonny, Kobiety życia i śmierci, Pani czasu, Wiedźmy wszystkowiedzącej... A czy w "Mojej les" Baba na Wysokościach jest tą, która ma zbawić ludzkość? O to trzeba by już zapytać Ją samą :)

Nagrody. Sporo ich Pani nazbierała. Czy są dla Pani siłą napędową, czy zwyczajnymi wyróżnieniami, które sprawiają radość?

I jednym, i drugim. Najmilej wspominam odbiór tych nagród i te miejsca, gdzie organizatorzy zapraszali laureatów dla nich samych, dlatego, że kochają czytać i dyskutować o literaturze, a nie dlatego, że jakiś urząd przeznaczył fundusze na kulturę i trzeba te pieniądze jakoś wydać. Dzięki tym wyjazdom zyskuję możliwość innego, szerszego spojrzenia na poezję czy dramat, im także zawdzięczam niebanalne znajomości, a nawet przyjaciół poznanych na uroczystościach rozdania nagród. Poza tym po każdej przyznanej nagrodzie z nową energią i wiarą we własne umiejętności zabieram się za literackie wyzwania.

Oczywiście rozmawiamy o literaturze, o Pani książce, nagrodach. Mimo wszystko interesuje mnie Pani pogląd na adopcję dzieci przez pary homoseksualne. Jest Pani za czy przeciw, a może jak spora część Polaków woli się Pani na ten temat nie wypowiadać? Sama jednak Pani powiedziała, że w polskiej literaturze związek dwóch kobiet to terra incognita, więc skoro skusiła się Pani na napisanie powieści, to może odpowie na moje pytanie. W pewnym sensie przełamie tabu.

Rozmowa o adopcji dzieci przez pary homoseksualne rzeczywiście jest trudna, ponieważ wiąże się z dużymi emocjami, na dodatek Polacy są generalnie przeciw. Boimy się przede wszystkim tego, że pary homoseksualne nie dostarczą dziecku właściwych wzorów identyfikacji z własną płcią. Uważam, że rzeczywiście dziecku potrzeba różnorodności, pierwiastka kobiecego i męskiego w procesie wychowania i kształcenia własnej tożsamości. Jeśli para homoseksualna zamknie się we własnym getcie, nie da możliwości poznania innych postaw, przekonań, wzorców osobowościowych, to dziecko może mieć problem w przyszłości w nawiązywaniu relacji. Jeśli zostanie wychowane w środowisku otwartym, gdzie dziadkowie, babcie, przyjaciele, znajomi stworzą wzorce męskie i kobiece – będzie miało szansę wyrosnąć na zdrowego psychicznie dorosłego. Niestety w Polsce rodziny homoseksualne z dziećmi, a jest ich ponad 50 tysięcy, często są piętnowane, krytykowane – trudno w atmosferze ciągłej walki wychować dziecko szczęśliwe i ufne. Zacytuje słowa prof. Anny Izabeli Brzezińskiej z Instytutu Psychologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, odpowiadającej na pytanie, czy homoseksualiści mogą i powinni być rodzicami: "Jeśli patrzymy na sprawę z punktu widzenia psychologii, czyli pytamy o miłość i troskę o dziecko – nie znajduję przeciw nim żadnego argumentu. Natomiast jest jeszcze kwestia otoczenia społecznego. W naszej kulturze ryzyko izolowania i napiętnowana takiej rodziny jest zbyt duże, żeby pozostało to bez wpływu na los i psychikę dziecka".

Bajki, baśnie, poprawnościowe książeczki, "Świerszczyk", o którym ilustrator Dymitr Kuźmenko powiedział w wywiadzie dla PL: - Moim zdaniem "Świerszczyk" jest "numer one"! Uważam, że to wzór tworzenia gazet dla dzieci. Chodzi tu nie tylko o ilustracje, ale o całość tego wszystkiego, co jest nazywamy czasopismem. Dlaczego chce Pani pisać dla dzieci?

Zgadzam się całkowicie z panem Dymitrem Kuźmenko – "Świerszczyk" jest nie tylko wzorcowym pismem dla dzieci i to zarówno pod względem graficznym, jak i literackim, ale niestety na polskim rynku jedynym z takimi ambicjami artystyczno-edukacyjnymi. Mam zaszczyt pisać baśnie do cyklu "Wielkie Czytanie" razem z tak wspaniałymi twórcami dla dzieci jak Anna Onichimowska, Dorota Gellner, Grzegorz Kasdepke, Melania Kapelusz, Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Maria Ewa Letki,... Dlaczego piszę dla dzieci? Ponieważ sama mam dzieci :) i jeszcze z tego powodu, że bajki przywracają sens w porządek, ład świata – tam się wszystko po prostu musi dobrze skończyć. Olga Tokarczuk w "Biegunach" napisała, że tworzenie literatury to rodzaj kontrolowanej schizofrenii, człowiek przebywa w innych światach, które na dodatek sam kreuje. No więc gdy zajmuję się baśniami, na ogół nie narzekam na samopoczucie, gdy siedzę nad trudnymi, dołującymi tematami (jak ludzie bezdomni w sztuce "Ballada dworcowa") to rzecz się komplikuje...

Co się stało z Pani stroną internetową? Była (może nie najlepsza, ale funkcjonowała), nie ma.

To pytanie jest już na szczęście nieaktualne, moja strona www.zofiastaniszewska.pl po kilkudniowej przerwie znowu działa.

Jakieś plany literackie na przyszłość?

Oj, duże :) Dostałam już kilka listów od czytelniczek z prośbą o napisanie dalszych losów Doroty, Miłki i Delfinka, ale niestety nie jest to możliwe (chociaż scenarzyści np. "Obcego IV" nie z takimi problemami sobie radzili jak śmierć i zmartwychwstanie bohateraJ). W planach mam napisanie powieści o zupełnie innej tematyce i stylistyce, chciałabym także dokończyć pisanie opowiadań dla dzieci, wydać drugi tomik poezji. Może też wezmę się za nową sztukę teatralną?


Kup książkę

Tagi: Moja les, Michał Witkowski, Naga, Izabela Szolc,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany