Kobiety - Zofia Nałkowska

aostaszewska

2010-06-15

kobiety_160

Mam idolkę. Jest nią kobieta pisząca; literatka: wybitna, wrażliwa i bystra. Jej imię: Zofia, z greckiego: sophia, czyli mądrość. Patrzę na nią, a raczej czytam właśnie jej pierwszą książkę i podziwiam. I nieco zazdroszczę. Tak, właściwie to zdecydowanie zazdroszczę, bo jest i czego zazdrościć.




Lekkość stylu, ujmujące porywy językowej ekspresji, nieprzeciętny wgląd w tzw. kobiecość, tzw. męskość i w tzw. psyche, a to zaledwie tylko kilka punktów z długiej listy wspaniałych pisarskich przymiotów wspaniałej Zofii. Ach! Jednym zdaniem i zupełnie szczerze: Chcę być, chcę pisać jak Zofia Nałkowska!

Po kilku latach przerwy ponownie sięgnęłam po książkę Nałkowskiej. Mam skromny plan przeczytać wszystkie jej powieści, od deski do deski i jeszcze w chronologicznym porządku. Zaczęłam od nowego wydania debiutanckiej, wydanej w 1906 roku, "Kobiety". Jestem na stronie 24 i już robię pierwszy, znaczący przystanek. Zatrzymuję się - głęboki wdech i wydech - i czytam kilkakrotnie zdanie: "[…] wszak Ellen Key mówi, że kobieta kształtuje się zawsze wedle pragnień mężczyzny". Tak, zdaje się, że słyszałam; to całkiem znana teza, są badania w tym temacie. Jednak przywołanie takiej opinii przez kobietę w 1906 roku, w jej pierwszej powieści, to rzecz niebywała. Po chwili wracam raz jeszcze do tego zdania i pytam siebie: czy to ja sama, czy może jednak mężczyzna – poprzez sam fakt bycia kimś zgoła innym - czyni mnie kobietą?

Nie podam gotowej, jednoznacznej odpowiedzi. Po prostu jej nie mam. Czytam zatem dalej. Jestem na stronie 42 i znów wpadam w nastrój rozkołysania-zadumania. Bohaterka, dwudziestoparoletnia panna Janina, wyznaje: "[…] we mnie naturalna jest właśnie ta sztuczność. […] Nie ma we mnie czasu teraźniejszego". Posmutniałam. Wyraźnie posmutniałam. Nie mogę zdradzić nic więcej. Nie mogę napisać nic więcej. Po prostu posmutniałam. Wracam do czytania. Strona 58: "Ale dla nas [kobiet, A.O.] samo życie jest takim złym wydarzeniem… wytwarza się w nas filozofia smutku". Rzeczywiście. Przytakuję. Już wiem, skąd ten smutek z akapitu wcześniej. Czy tylko ja to czuję? Ten smutek istnienia/bycia kobietą?

Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie dość istotna. Bo, jeśli inne kobiety czują podobnie i wytworzyła się w nich również jakaś życiowa filozofia smutku; jeśli inne kobiety też nie potrafią odłożyć książki Nałkowskiej i zapomnieć o niej, zapomnieć o sobie, znaczyłoby to, że wreszcie coś się zadziało we mnie/ze mną. Taka literacka identyfikacja z własną płcią. Czyli… jestem jedną z nich? Kobietą - dojrzewającą, już mocno rozczarowaną, z pozoru niezależną, a jednak wciąż niepewną samej siebie. Emocjonalnie i mentalnie całkiem podobną do Janiny, Marty, może nawet trochę do Giny. Do tych rozmarzonych, ciut aroganckich, zakochanych w sobie kobiet. A przecież jeszcze kilkanaście dni temu wcale nie było to wcale takie oczywiste: one były wyłącznie postaciami z książki, ja – zupełnie za zewnątrz.

Kobiety. Codziennie je spotykam, obserwuję, rozmawiałam z nimi i niezmiennie czuję to samo: inność. Czuję się inna od innych kobiet. Wydaje mi się czasem, że dobrze je znam, znam inne kobiety. Coś o nich wiem. Zarazem mogłabym dumnie, może nieco przekornie, powtórzyć za Janiną: "A swego typu nie znam, nie posiadam go prawdopodobnie. […] Nie potrafię się uogólnić, określić jednym wyrazem, jak oderwane pojęcie. Jestem zanadto skomplikowana". A dzisiaj? A teraz? Teraz czytam Nałkowską. Moja własna inność, swego rodzaju "skomplikowanie" już mniej mi przeszkadza. Już prawie nie zauważam tego.

Strona 203: Witold wygarnia Janinie: "Ty jesteś zupełnie taka, jak inne kobiety – zdolna do przywiązania się bezgranicznego, do poświęceń…" Killer. Dostałam prosto w twarz tym zdaniem. Moja naiwność i narcyzm wystąpiły z szeregu, by dostać (zasłużoną?) naganę. Nałkowska miała wyjątkową intuicję. I nieważne, czy pisała o sobie, czy zmyślała. Ważne, że bezceremonialnie, dobitnie i wprost trafiała w sedno, raz po raz odsłaniając to, co chciałoby się zakryć przed światem: kruchość, samotność, silne pragnienie bliskości.

Moje czytanie "Kobiet" przypominało nierzadko pochwytanie konkretnych zdań i odnoszenie ich bezpośrednio do siebie; rozważanie w myślach i zupełnie głośno. Rozkładanie na elementy proste tego, co jest moją własną kobiecością. Takie składanie mnie samej. Czasem spierałam się z Nałkowską i jej bohaterkami. A wszystko po to, by na koniec i tak im przytaknąć. Strona 134: "Kobieta dlatego rzadko kocha się w kimś umysłowo niżej od niej stojącym, że chce być kochana za to wszystko, co w niej jest […] by obok ciała uznano w niej i duszę".

Nie zmieniam oświadczenia, nadal chcę być, chcę pisać jak Zofia Nałkowska!

Zofia Nałkowska "Kobiety"; Wydawnictwo: Prószyński; Format: 125 x 195 mm; Liczba srton: 224; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7648-337-5

Aneta Ostaszewska

Kup książkę

Tagi: Kobiety, poznać kobietę,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany