Nieznany Wojaczek!

kzarecka

2010-11-08

sanatorium_160Na początku grudnia Biuro Literackie wyda, bodajże, swoją najważniejszą książkę w tym roku. Będzie to "Sanatorium", czyli bliżej nieznana i niepublikowana dotąd w całości powieść Rafała Wojaczka (autora, który zachwycił pokolenia). Niezwykła treść, którą zamyka świetna okładka... Z czym będziemy mieli przyjemność obcować? Poniżej fragment, przedsmak "Sanatorium". I w skrócie zapowiedź wydawcy: - Wojaczej powraca do tak charakterystycznej dla siebie roli słowa, ciemnego fluidu ludzkiej natury oraz erotyzmu, komentując kondycję poezji współczesnej, przy jednoczesnym silnym zaznaczeniu wątków autobiograficznych.


O książce - Wydanie zostało oparte na oryginalnym maszynopisie z uwzględnieniem fragmentów wyłączonych przez cenzurę z publikacji w tomie "Utwory zebrane" w 1976 roku.

Poeta przeklęty, skandalista, świętokradca - mówiono o Wojaczku - do tego fenomen i geniusz. Przez historyków literatury porównywany do Baudelaire'a i Rimbauda - od lat zachwyca czytelników zafascynowanych jego mroczną legendą. "Rafał był i jest dla mnie poetą genialnym" - pisał Bogusław Kierc, autor 23 tomów wierszy, reżyser teatralny, powiernik i wykonawca testamentu literackiego Wojaczka, który podjął się opracowania "Sanatorium".

Fragment

Zaprawdę powiadam ci, poetą się jest. Jest się nim, żyjąc. Zaś bywa się czasem skrybą, czyli grafomanem. Bywa się nim wtedy, kiedy braknie siły, by dźwigać ciężar swego życia. Wtedy ucieka się do ogródka sztucznym sposobem ogrodzonego i sadzi się smętne kwiatki na schludnej grządce. Jeszcze dobrze, gdy temu procederowi towarzyszy ironia. Ale najczęściej ogrodnikowi wydaje się, że kwiatek pieczołowicie przez niego hodowany dorównuje urodą niebieskiej róży. W przypadku bardziej zaawansowanego obłędu taki działkowicz całkiem zatraca poczucie rzeczywistości. Oto on wyhodował różę!

Biedny! Nie mógł znieść widoku zwykłego drzewa, zwykłej trawy, żółtego mlecza w trawie. Natychmiast musiał pobiec i zasadzić swoje drzewo, zasiać swoją trawę, upstrzyć ją swoimi mleczami. Dopiero po dokonaniu tego smutnego dzieła odważa się wyjść na przechadzkę pod drzewami, w cieniu rzucanym przez prawdziwe drzewa odważa się położyć w prawdziwej trawie i zerwać prawdziwy żółty mlecz. Nie mógł zrobić tego wcześniej, musiał najpierw zagłuszyć wyrzuty sumienia. Jeśli można, omawiając ten przypadek, użyć słowa "sumienie". Bo przecież on go wcale nie ma; to, co domagało się zarzucenia darnią słów, to było puste miejsce po sumieniu. Taki osobnik jest pusty i tę ssącą pustkę musi nieustannie zapełnić, gdyż inaczej wkląsłby, zmalał, a ten proces zmniejszenia, będąc ciągłym, wkrótce doprowadziłby do całkowitego zaniku. I nagle okazałoby się, że osobnika nie ma. Zostałaby tylko pozycja w spisie martwych dusz, w rejestrze Koła Młodych Pisarzy.

O czym to ja mówiłem? Aha! Więc tak, to jest przykre. Ten jazgot, ten hałas, to nieustające przekrzykiwanie się, to donośne obwieszczanie wynalezienia nowego sposobu. Ci nieszczęśni nie mogą zdobyć się na chwilę milczenia. Nie mogą, gdyż natychmiast usłyszeliby swoją pustkę grzmiącą borborygmami i umarliby od tego łoskotu.

Nie myślą o Bogu,
tylko szukają sposobu!

Takim to kategorycznym akcentem zakończywszy swój wywód, Piotr wypił łyk ze stojącego przed nim wielkiego kieliszka, po czym odstawił kieliszek ruchem pozwalającym przypuszczać, iż nie był ów łyk pierwszym w trakcie posiedzenia. A odstawiwszy naczynie musiał przypomnieć sobie, że nie dopełnił obyczaju, gdyż zwrócił głowę nieco w bok i niejako przepraszając, szczególnym tonem powiedział:
- Januszku... Oczywiście to było za twoje zdrowie.
Januszek chciwie czekał na dalszy ciąg wyłożonego wyznania wiary, ale Piotr wyjaśnił mu, że przecież nie ma o czym mówić. Januszek chyba pojął to, bowiem nie dopraszał się więcej, tylko kiwał głową i powtarzał:
- Tak, tak... Nie myślą o Bogu, tylko szukają sposobu. Dobrze powiedziane.
Piotr łagodnym tonem pouczył go, że tu nie idzie o powiedzenie, i Januszek, a jakże, zgodził się z nim. Więc w zupełnej zgodzie siedzieli, jak im było najwygodniej, a spożyty alkohol mościł się w nich. A potem Piotr podjąwszy swoje naczynie, przyciągnął kieliszek Januszka i sprawiedliwie podzielił się z nim na połowę. Ośmielił się przerwać Januszkowi zadumę, w którą ów popadł, zapraszając:
- No, to może byśmy pojechali?
Pojechali, nie zwlekając.
- To było oczywiście twoje zdrowie - powiedział Januszek. Na to Piotr wyłożył mu swój pogląd na zagadnienie swego zdrowia, tłumacząc, że to nic, nieważne, jemu niepotrzebne, aby tylko Januszkowi dopisywało.
- Przecież wiesz - mówił mu.
Tak sobie gwarzyli, częstym i niekłopotliwym dla każdego z nich milczeniem przerywając pogwarkę. W jakiejś serdecznej chwili Januszek, czując się zobowiązanym, zagadnął przechodzącą kelnerkę w sprawie dostarczenia na ich stolik dwóch niedużych kieliszków wódki oraz butelki wody mineralnej. Piotr milcząc, skinieniem głowy podkreślił trafność tego rozporządzenia. Po następnej dłuższej, cementującej ich wzajemne zrozumienie się, milczącej chwili Januszek ośmielił się zapytać:
- Jak tam z twoją książką?
Piotr pokiwał głową nad tym, że nic z jego przemowy nie trafiło do Januszkowego przekonania, po czym interlokutora uprzejmie poinformował:
- Dostałem korektę - Nie zaglądałem do niej.
Na takie oświadczenie bezsprzecznie nic Januszkowi nie pozostało do powiedzenia, zatem bez zbytecznego gadania oddali się obaj oczekiwaniu na moment zrealizowania przez kelnerkę Januszkowej dyspozycji. Kiedy wkrótce to nastąpiło, Piotr wziął na siebie obowiązek nalania wody mineralnej do podstawionych szklaneczek. Musieli widocznie uznać obaj, że temat ich wzajemnego zdrowia został wyczerpany, bowiem uniósłszy kieliszki jednocześnie, nie wyrazili żadnych życzeń.
- No... To może by...
- Za... - podchwycił Januszek. - Za...
Wtedy Piotr zapytał:
- A jak zapatrujesz się na możliwość wypicia przez nas zdrowia Mistrza?
Więc wypili zdrowie mistrza po raz pierwszy.
- Byłem niedawno u niego - powiedział Januszek.
Piotr powiedział życzliwie:
- I co wyniosłeś?
Januszek zaczął opowiadać z zapałem.
- Wiesz, no... Pytałem tak ogólnie... Co sądzi...
- I co sądzi? - z uwagą zapytał Piotr.
- No... Wiesz... Mówił też o tobie. Bo pytałem...
- I co mówił?
Januszek odrzekł ni z potępieniem, ni z podziwem:
- Że daje się zauważyć fascynacja Słowackim. Czasem zbyt nadmierna.
Wtedy Piotr zapomniał się i zaczął wyjaśniać:
- To idzie o Czarnego Anioła! Wiesz to "Nie Polacy - głupcy!". Ale to było chwilowe, już dawno się wykrystalizowało.
Januszek kiwał głową ze zrozumieniem.
- To może wypijemy - zaproponował ośmielony.
Więc wypili zdrowie Mistrza po raz drugi, sącząc z kieliszków resztę, którą przezornie sobie zostawili.

KaHa

Wejdź do ksiegarni

Tagi: Wojaczek, Kierc, poezja, Biuro Literackie, Port Wrocław,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany