Retro małych palców

kzarecka

2008-10-28

retro_ma322ych_palcw_160Chciałam napisać kilka słów na temat "Małych palców". Kilka słów... Jakichkolwiek. Przeczytałam jednak zapowiedź Nataszy Goerke i stwierdziłam, że piękniejszych nie da się stworzyć, by opisać książkę Filipa Floriana (wspomniana już powieść tego rumuńskiego pisarza została uznana za jeden z najlepszych debiutów ostatnich lat): - Ta książka to delikatna przestrzeń utkana z mikrokosmosów: z ludzkich istnień i z meandrów historii, z kropli rosy, z aniołów i diabłów, z młodych listków malin, z losów bezpańskich psów i czaszek, ze wspomnień o wiosennym salcesonie. Ta książka to wiersz, który chce się wciąż na nowo czytać, bo taki jest mądry i dobry.



O książce - Pracę archeologów wśród ruin rzymskiego obozu przerywa odkrycie masowego grobu. Wskazanie okoliczności jego powstania staje się głównym zajęciem różnych "badaczy", którzy swoją obecnością zakłócają błogą i anemiczną codzienność karpackiego miasteczka. Jednym z zainteresowanych wyjaśnieniem zagadki jest Petruş, młody naukowiec pochłonięty dotąd badaniem starożytnej twierdzy. Jako że wykopaliska zostały wstrzymane, spędza on wiele czasu na rozmowach z mieszkańcami – z wróżącą mu z fusów panią Pauliną, z lady Embury, opiekunką pięćdziesięciu dwóch kotów czy z Dumitru M., najstarszym mieszkańcem miasta, przyrządzającym najlepsze, własnoręcznie upolowane gołębie w sosie.
Debiutancka powieść Filipa Floriana to przede wszystkim opowieść o ludzkich losach, w której styl retro łączy się z realizmem magicznym, a subtelna nostalgia przeplata z dyskretnym humorem.

Fragment
Nie mogłem zrezygnować z lektury pozostałych rękopisów, stawka była zbyt wysoka, jednak w nowych okolicznościach byłem uzależniony od innych bywalców czytelni. Za każdym razem, kiedy widziałem, że sala jest pusta, czekałem przed drzwiami, a gdy ostatnia osoba oddawała książkę, sam też się pospiesznie pakowałem. Tłuściocha, mimo że często zakładała wiszące na złotym sznurku okulary z romboidalnymi szkłami, po tym krępującym zdarzeniu traktowała mnie niczym powietrze, jakby w ogóle mnie nie widziała. Jej udawana obojętność miała w sobie coś złowrogiego, a jednak w porównaniu z uporem komendanta policji czy nieprzejednaniu byłych więźniów politycznych oraz dziennikarzy przysłanych tu z Bukaresztu, zdawała się być niczym. Ci leciwi panowie, dręczeni przeszłością a jednocześnie nią zafascynowani, podobnie jak kilkoro młodych pismaków − spóźnionych antykomunistów, nie dopuszczali myśli, że ten stos ludzkich szczątków mógł być czymś innym, niż wynikiem pobieżnej egzekucji, dokonanej na skraju masowego grobu w latach pięćdziesiątych. Zdanie historyków nie interesowało ich wcale, wątpliwości lekarza sądowego od razu zdały się im podejrzane i wyglądały na owoc tchórzostwa, a to, że prokuratorzy nie znaleźli bodaj jednej kuli potwierdzało istnienie ponadczasowego spisku ze sprawcami masakry. Byli wiernymi wyznawcami własnej teorii, która rodziła przeróżne komentarze i dawała początek bezwzględnym reportażom. Mieli swoją wizję, wedle której brak niektórych zębów miał dowodzić tego, że przed wykonaniem egzekucji oprawcy dopuścili się tortur, widniejące na czaszkach pęknięcia miały potwierdzać użycie pistoletu albo pałki, zaś ułożenie kończyn w pewnej odległości od obojczyków i miednic nie pozostawiało wątpliwości, że między starożytnymi murami nie odbył się chrześcijański pochówek, lecz masowe zrzucenie, z pewnej wysokości, ludzkich ciał, których wcześniej pozbawiono życia. Bohaterem dnia był jednak inspektor Maxim. To on rozkazał zawieszenie prac archeologicznych do czasu wyjaśnienia sprawy znalezionych zwłok i bez znużenia udzielał wywiadów dziennikom, tygodnikom, agencjom informacyjnym oraz stacjom radiowym i telewizyjnym. Jego policyjny węch, pewien szczególny zmysł profesjonalisty (jak sam niestrudzenie powtarzał), podpowiadał mu, że ma do czynienia z odrażającą zbrodnią, której sprawcy nie pozostaną wszelako bezkarni. Chcąc o tym przekonać nie tylko widzów, ale też czytelników i radiosłuchaczy, inspektor gładził nieustannie palcami czarniawe wąsy, zaciskał szczęki i niskim głosem prosił o zrozumienie dyskrecji, jaką narzucało mu dobro śledztwa. Tymczasem monografie – potencjalne źródło informacji mogących rozwiać wiele kontrowersji – do nekropolii nie odnosiły się ani słowem, nie żywiły najmniejszego zainteresowania miejscami, w których tak wiele osób znalazło wieczny odpoczynek. Weterynarz napomknął wszak o epidemii koni, która jeszcze przed ustanowieniem pierwszej regencji miała wybić okoliczne czempiony, lecz nie miał żadnych informacji o tym, jakoby między murami twierdzy znajdował się niegdyś cmentarz.

Filip Florian "Małe palce"; Wydawnictwo: Czarne; Tłumaczenie: Szymon Wcisło; Format: 125 x 195 mm; LIczba stron: 224; Okłądka: miękka; ISBN: 978-83-7536-058-5

KaHa

Tagi: Filip Florian, Małe palce, książka, fragment, natasza goerke,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany