Dwudziestolatki atakują
kzarecka
2008-11-06
O książce - Beata - niezależna trzydziestoletnia singielka - zaczyna podejrzewać, że z rodziną, z którą od lat nie utrzymuje żadnego kontaktu, nie łączą jej nawet więzy krwi. Wynajmuje prywatnego detektywa, który pomimo odkrycia wielu zaskakujących tropów (odnajduje jej grób i akt zgonu sprzed prawie 30 lat), nie potrafi jej pomóc. Tajemnica jej pochodzenia może być wynikiem przestępstwa sprzed lat. Beta walczy z demonami przeszłości, przy wsparciu przyjaciół – roztrzepanej Uli i jej brata Jacka. Lawinę zdarzeń wywołuje niespodziewane zaproszenie od rodziny na ślub znienawidzonej siostry...
Odrębne temperamenty, romantyczna miłość i tragedia łączą się w tej pełnej napięcia i wzruszeń, okraszonej sporą dawką humoru i ironii powieści.
Fragment
- Masz słuchać i świecić - zirytował się Jacek, manewrujący przy zamku, co nie było proste, bo Beata praktycznie leżała mu na plecach, usiłując zajrzeć przez ramię, a światło latarki, którą trzymała, migało tu i tam, i tam, i tu. Jacek chwycił mocno dłoń Beaty i skierował światło na zamek szuflady.
- Tak trzymaj i nie ruszaj się. Nawet nie oddychaj. - Zaczął ponownie manewrować przy szufladzie.
- Ktoś idzie - szepnęła nagle Beata.
- Pod biurko. - Jacek wepchnął dziewczynę i sam wcisnął się za nią w ostatniej chwili. Nim zabłysło światło, zdążył przysunąć fotel do biurka. Siedzieli upchani jak sardynki w puszce. Jacek z trudem stłumił kichnięcie, kiedy włosy Beaty wcisnęły mu się do nosa. Usłyszeli odgłosy kłótni.
- Zwariowałeś?! Po jaką cholerę tu przylazłeś?
- Zamknij się, dziwko! Mieliście to załatwić, a ta suka przywiozła tu tego gogusia!
- Facet to moja sprawa. Załatwię to - dziewczyna uspokajała wściekłego mężczyznę.
- Nawet wiem jak! - prychnął. – Rób, co chcesz, ale do jutra ma go nie być. Nie mam szans dotrzeć do Beaty, jak on się tu kręci! Tobie też powinno na tym zależeć!
- Myślisz, że nie wiem?! Jak nie podpisze dokumentów, to będę musiała dzielić się z nią forsą! Niedoczekanie! A ty też zachowujesz się jak skończony idiota! Po cholerę ją wkurzasz? Kup kwiaty, zaproś ją gdzieś, a ty pstrykasz w palce i liczysz, że przyleci!
- Taka mądra jesteś? Nawet nie wiesz, kto jest ojcem dziecka!
- A co za różnica? Byle nie było czarne, to temu idiocie każdy kit wcisnę! Już raz się przespałam z facetem Beaty, to mogę zrobić to znowu. W końcu to mój wieczór panieński - zachichotała. - Beata będzie jutro miała małe załamanie nerwowe, więc będziesz miał szansę się wykazać.
- Dobra. Załatw to, bo jak nie, to Artur zostanie uświadomiony, rozumiemy się? - w głosie mężczyzny słychać było groźbę.
- Nie strasz mnie gnojku!
- Spadam stąd, zanim ktoś się zorientuje. - Mężczyzna wyszedł z pokoju.
Po chwili zgasło światło. Usłyszeli trzask zamykanych drzwi. Byli sami.
- Czy to była Anka i Adam? - z niedowierzaniem spytał Jacek.
- Obawiam się, że tak - stwierdziła otrzeźwiała nagle Beata. Lekki rausz, który do tej pory wprawiał ją w dobry humor, zniknął bez śladu.
- Może wyjdziemy? - Jackowi wprawdzie nie przeszkadzała bliskość Beaty, ale jego ciało zaczęło ogarniać odrętwienie, a zgięty kręgosłup zaczął odczuwać boleśnie nienaturalność pozycji. - Ciasno tu, a oni już chyba nie wrócą.
Wygramolili się spod biurka. Beata usiadła na podłodze. Zapaliła latarkę i skierowała światło na usiłującego się rozprostować chłopaka.
- Wiesz, o czym mówili? – Jacek, już w lepszym stanie, usiadł obok dziewczyny. Wzruszyła ramionami.
- Trudno powiedzieć. Mogę się tylko domyślać. W zasadzie wiesz tyle co i ja. Jeśli poskładamy zachowanie rodziców i tę rozmowę, to nadal mamy ten sam wynik końcowy. Chcą, żebym podpisała jakieś dokumenty i dlatego machają mi przed nosem marchewką w postaci Adama i dyrektorskiego stanowiska. Nadal nic więcej nie wiemy.
- Ale co to za dokumenty? Dlaczego im tak zależy?
- Nie wiem. Pewnie chodzi o pieniądze. Jeśli zadali sobie tyle trudu, to musi chodzić o spore pieniądze, bo przecież sami nie są biedni. Może chcą Ance przekazać darowiznę w prezencie ślubnym, ale co mi do tego? To ich dom i kasa.
- Może chcą, żebyś zrzekła się praw majątkowych?
- Ale do czego? Nie mam czego się zrzekać, bo nic nie mam.
- A sprawy spadkowe?
- Przecież oni żyją!!!
- No teraz tak, ale może to jakieś zabezpieczenie na przyszłość? Mogłabyś się domagać rekompensaty za tę darowiznę, o którą spadek będzie mniejszy…
- Być może masz rację. Ulka powinna wiedzieć dokładniej, jak wyglądają takie sprawy. Jutro do niej zadzwonię, może coś przyjdzie jej do głowy.
- Racja. Cały czas zapominam, że Ulka jednak ma coś w głowie.
Beata dała mu lekkiego kuksańca w bok.
- Lepiej zabierz się do szuflady. W końcu po to tu jesteśmy. Rozmowę możemy dokończyć na górze.
- To będzie włamanie - zauważył Jacek, ustawiając promień światła tak, by padał na zamek, i podał latarkę Beacie.
- Wcześniej ci to nie przeszkadzało. - Dziewczyna tym razem trzymała kieszonkową lampkę nieruchomo, zaglądając Jackowi przez ramię. - Zresztą mówiłeś o otwarciu zamka, a nie o jego wyłamaniu. Przecież jeśli potrafisz go otworzyć, to możesz też zamknąć. Jak się nie damy złapać, to …
Olga Rudnicka "Martwe Jezioro"; Wydawnictwo: Prószyński i S-ka; Format: 125 x 195 mm; Liczba stron: 232; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7469-892-4
KaHa