Gargulec - tragedia!

kzarecka

2009-03-02

kargulec_ragedia_160Andrew Davidson materiały do swojej pierwszej powieści zbierał siedem lat. Długo. Opłacało się, gdyż książka jeszcze przed premierą przyciągała uwagę mediów i wydawców z całego świata. Pokrótce - było o niej głośno, oj głośno. Dwadzieścia pięć redakcji pracowało nad przekładem równolegle. Sukces jakich mało. Oczywiście tym największym był, jest i oby nie był (przecież większość wolałaby, aby Davidson nie był autorem jednego hitu) "Gargulec" - historia o miłości, o zbawczej sile cierpienia, o namiętności przezwyciężającej czas i przestrzeń. W "New York Daily News" napisano, że prawdziwą tragedią tej książki jest to, że się kończy. Całe szczęście, że tylko taką. A może aż?


O książce - Na oddziale poparzeń leży mężczyzna. Zawieszony między życiem a śmiercią. Ulgę znajduje jedynie w szczegółowym planowaniu samobójstwa. Aż do momentu, gdy przy jego łóżku pojawia się Marianne Engel, chora na schizofrenię rzeźbiarka tworząca figury maszkaronów.
Marianne twierdzi, że od siedmiuset lat łączy ich namiętna miłość. Że poznali się w XIV wieku, gdy opatrywała jego rany jako mniszka, kopistka z niemieckiego klasztoru. Zapomniał? Nie chce uwierzyć? Nie szkodzi. Ona udowodni mu, że tak było. Zaczyna opowieść... O zaginionych przekładach Biblii i Boskiej Komedii. O średniowiecznych kondotierach, buddyjskich świątyniach, wyprawach wikingów. A nade wszystko – o miłości. Twardej jak piekło, silniejszej niż śmierć.

Amazon.com: - Niezwykły debiut. O miłości, która potrafi przetrwać ogień piekielny i przekroczyć czas.

The Washington Post: - Spektakularna, pełna niespodziewanych zakrętów podróż wyobraźni.

The New Yorker: - Chrześcijański mistycyzm, średniowieczna symbolika, szalona, przewrotna fabuła. Hipnotyczna, przerażająca i zaskakująca powieść.

Washington Post Book Review: - "Gargulec" zachwyci każdego, kto lubi połączenie romansu z makabrą.

Kirkus Reviews: - Delirycznie ambitny debiut.

The Globe and Mail:
Proza o godnej podziwu przejrzystości. Nie ma tu napuszonych, melodramatycznych zdań, jakie można znaleźć u słabszych pisarzy. Gargulec nie rozczarowuje.


The Washington Post: - "Gargulec" wciąga i budzi grozę, jak horrory, które oglądasz, co chwila zasłaniając oczy.

Edmonton Sun: - Szalona, wciągająca, zuchwała książka; gotycki romans, powieść historyczna i fantastyka w jednym.

Library Journal: - Trzymająca w napięciu dramaturgia "Gargulca" przykuwa uwagę czytelników aż do ostatniej strony.

Fragment

Nie wystarczy powiedzieć, że Marianne Engel "rzeźbiła", to było coś dużo więcej. Pieściła kamień dopóty, dopóki doprowadzony do ostateczności nie uwalniał skrywanego wewnątrz gargulca. Pochlebstwem wywabiała poczwary z kamiennych czeluści. Miłością nadawała im kształt.
W ciągu wielu godzin, które spędziłem przykuty do schodów, byłem pod wrażeniem jej niespożytej energii. Pracowała, kiedy kładłem się spać, w nocy też. Kolejny dzień i noc wyglądały tak samo. W sumie harowała ponad siedemdziesiąt godzin, wypijając hektolitry kawy i wypalając setki papierosów. Było dokładnie tak, jak opowiadała mi w szpitalu – czyli rzeźbiła nieprzerwanie przez kilka dni z rzędu – a ja nigdy do końca jej nie wierzyłem. Brałem jej słowa za cokolwiek przesadną i chełpliwą wizję rzekomej dyscypliny artystycznej, która nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Jak się okazało, niesłusznie. Sceptyk pomyślałby pewnie, że chyłkiem zakradała się do łóżka, kiedy spałem, ale nocą budziło mnie stukanie. Pierwszego ranka oderwała się od pracy, żeby mnie umyć, ale widziałem – i czułem – że robi to niechętnie. Kiedy przesuwała gąbką po moim ciele, w jej oczach malował się niepokój i ledwie skrywane szaleństwo.
Gdzieś koło sześćdziesiątej godziny poprosiła, żebym zamówił dwie duże pizze wegetariańskie. Zwykle nie wzbraniała się przed spożywaniem mięsa, lecz wkrótce miałem się przekonać, że podczas pracy czuła do niego obsesyjną awersję. „Żadnego mięsa! Żadnych zwierząt!” Kiedy przyniosłem pizze, najpierw stanęła kolejno w trzech kątach pomieszczenia, prosząc o pozwolenie swoich Trzech Mistrzów – Jube, Domine benedicere – i przystąpiła do posiłku, dopiero takowe otrzymawszy. Przycupnęła nerwowo na jednym z kamiennych spadów i jadła jak zwierzę, zupełnie nie zwracając uwagi na moją obecność. Nitka stopionego sera zwisała jej z ust, sięgając koniuszka lewej piersi, i miałem ochotę spuścić się po niej jak alpinista po linie, na sam sutek. Blask świec podkreślał kredową bladość skóry, a strużki potu żłobiły koryta w warstwie pyłu pokrywającej anielskie skrzydła. Połączenie tatuaży i ekstatycznego uniesienia upodabniało Marianne Engel po części do Hildegardy z Bingen, a po części do członka yakuzy.
Z wieży kolejno leciały dzieła Carla Orffa, Symfonia Fantastyczna Berlioza, dziewięć symfonii Beethovena, Poe (piosenkarki, nie pisarza), pierwszy album Milli Jovovich, cała dyskografia Doorsów, nagrania Roberta Johnsona, Cheap Thrills Big Brother & The Holding
Company (cztery razy z rzędu) oraz kawałki Bessie Smith, Howlin’ Wolf i Son House. W miarę upływu czasu muzyka dudniła coraz głośniej, a głosy wokalistów brzmiały coraz bardziej gardłowo. Mimo częściowej głuchoty musiałem się ratować zatyczkami do uszu i ucieczką do dzwonnicy.
Kiedy skończyła, ledwie mogła ustać na nogach. Gotowe monstrum miało ludzką głowę z rogami, osadzoną na ciele klękającego smoka. Ucałowała jego kamienne usta, a następnie oblepiona potem i kurzem, poczłapała schodami na górę, by walnąć się do łóżka.

Andrew Davidson "Gargulec"; Wydawnictwo: W.A.B.; Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska; Format: 135 x 202 mm; Liczba stron: 504; Okładka: twarda; ISBN: 978-83-7414-55-8

KaHa

Tagi: Andrew Davidson, Gargulec, fragment, książka,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany