Wilki Nurowskiej

kzarecka

2010-09-13

nakarmic_wilki_160Wydała kilkanaście książek, które następnie przetłumaczono na kilkanaście języków. We Francji i w Niemczech wiele z nich było bestsellerami. Właśnie dlatego dla wielu czytelników informacja, iż na rynku ukazała się najnowsza powieść Marii Nurowskiej, to spora radość. Poczytna, znana, lubiana. Na jej książki czeka się z niecierpliwością. Czy "Nakarmić wilki" sprosta oczekiwaniom? Oby. Oby, gdyż ta książka, jak stwierdziła sama autorka, "pisała się" w niej od czternastego roku życia. Co tu ukrywać - z pewnością jest bardzo ważna dla Nurowskiej.



O książce - Niezwykła historia przyjaźni ludzi i wilków. Kasia, absolwentka warszawskiej SGGW, przyjeżdża w Bieszczady, by zebrać materiał do pracy doktorskiej o wilkach. W stacji naukowej przebywają już Olgierd i Marcin. Trudy życia w prymitywnych warunkach sprawią, że tych troje, początkowo wobec siebie nieufnych, połączy prawdziwa przyjaźń, a z czasem pomiędzy dwojgiem z nich pojawi się coś więcej. Pierwsza nocna obserwacja wilków staje się początkiem wielkiej fascynacji Katarzyny, a kolejne, coraz bliższe spotkania z watahą sprawiają, że między dziewczyną a wilkami wytwarza się niemal mistyczna więź. W jej obliczu wszystkie miejskie rozczarowania tracą znaczenie. Kasia angażuje się w obronę okrytych złą sławą zwierząt, sprowadza do pobliskiej wsi owczarki podhalańskie, mające odstraszać drapieżniki i trzymać je z dala od ludzkich zagród. W końcu wchodzi w drogę miejscowemu kłusownikowi, narażając własne życie.

Maria Nurowska: - Książka ta "pisała się" w mojej głowie od chwili, kiedy jako czternastoletnia dziewczynka wysiadłam na stacji Karwica Mazurska w Puszczy Piskiej. Ojciec objął właśnie leśnictwo w Karwicy, miałam zostać odebrana z pociągu, ale nikt na mnie nie czekał. Nie wiedziałam, że do wioski jest dobrych kilka kilometrów. Było jesienne popołudnie i ledwie ruszyłam przed siebie, nie bardzo wiedząc, czy idę w dobrym kierunku, zapadł zmierzch. W pewnej chwili zobaczyłam przed sobą kilka ciemnych sylwetek przecinających drogę. Znieruchomiałam, ale trzeba było iść dalej. Do samego domu wydawało mi się, że po obu stronach drogi widzę ogniki wilczych oczu, że wilki mnie prowadzą.

Fragment

Nie było wiatru, więc śnieżne drobinki opadały na ziemię jak po sznurku. Przez jakiś czas drogę rozjaśniały światełka od strony wsi, potem nastała absolutna ciemność. Było cicho, tylko śnieg skrzypiał pod nartami. Wspinaczka szła Katarzynie znacznie wolniej, niż sobie założyła, wypchany plecak zaczynał ciążyć.
Niespodziewanie przestało prószyć i nad wierzchołkami drzew zobaczyła rozgwieżdżone niebo. Od razu zrobiło się jaśniej, prowadził ją teraz jej własny cień.
Dobry Pan Bóg zafundował mi latarkę - pomyślała z odrobiną humoru.
Nagle, w odległości może stu metrów, kilka ciemnych sylwetek przecięło jej drogę, znikając w wąwozie. Nie miała wątpliwości, co to za zwierzęta. Kiedy zbliżyła się do miejsca, gdzie przechodziły, poświeciła latarką, rozpoznając duże, nieco podłużne tropy.
Przeszły tędy, bo tu mieszkają - dodawała sobie otuchy - nie lubią spotkań z człowiekiem...
I w tej samej chwili zobaczyła kilka par świecących oczu, po jednej i po drugiej stronie drogi.
Okrążają mnie - pomyślała, czując, jak zamiera w niej serce. Zawrócić? - przebiegło jej przez głowę, zaraz to jednak odrzuciła - jeśli zechcą ją zaatakować, i tak nie zdąży zjechać do wsi. Postanowiła podjąć wyzwanie i wspinać się dalej. A one ją prowadziły, wyraźnie widziała w ciemności ruchome ogniki, nie trzasnęła żadna gałązka, tylko co jakiś czas z przydrożnych krzewów osypywał się śnieg.
Nie potrafiła powiedzieć, jak długo już trwała ta podróż, zimny pot wystąpił jej na czoło, włosy pod kapturem zrobiły się mokre. Przecież one w każdym momencie mogły zastąpić jej drogę, byłaby wtedy zupełnie bezbronna. Olgierd twierdził, że wilki unikają ludzi, a jednak towarzyszyły Katarzynie już kilka dobrych kilometrów. Chwilami wydawało jej się nawet, że ma halucynacje, że to wszystko dzieje się tylko w jej głowie, ale przecież wyraźnie czuła na sobie ich wzrok. Kiedy wreszcie dotarła do polany i zobaczyła migotliwe światło lampy w oknie chaty, prawie nie mogła uwierzyć, że jest cała i zdrowa.
Na jej widok Klunej zrobił taką minę, jakby zobaczył ducha.
- A gdzie Olgierd? - spytała.
- Czeka na ciebie na dole. Gdzie ty się podziewałaś?
- Uciekł mi autobus.
- No świetnie, autobus ci uciekł - powiedział jej kolega, cedząc słowa. - A po co ty jechałaś tym autobusem?
- Do apteki, w końcu jestem kobietą!
Klunej pokiwał tylko z politowaniem głową, a potem zaczął się ubierać.
- A ty dokąd?
- Na dół, bo Olgierd będzie tam siedział do rana - odrzekł mało uprzejmie.
- Ale... ja miałam eskortę, wilki mnie prowadziły!
- Moje gratulacje - odpowiedział, sięgając po stojące w rogu narty.
Czuła, że jej nie uwierzył.
Czekała na kolegów, podkładając polana do ognia. Powoli odchodziło zmęczenie, a to, czego doświadczyła podczas wspinaczki, wydawało się jej teraz przygodą życia. Przecież to było trochę tak, jakby zawarła z wilkami przymierze. Koledzy dotarli do chaty po północy, żaden z nich nie widział wilków. Rano wszyscy troje poszli sprawdzić, czy były jakieś tropy. Były, w wąwozie po obu stronach drogi. Wilki doprowadziły Katarzynę niemal pod sam próg.

Maria Nurowska "Nakarmić wilki"; Wydawnictwo: W.A.B.; Format: 125 x 195 mm; Liczba stron: 240; Okładka: twarda; ISBN: 978-83-7414-847-4

KaHa

Kup książkę

Tagi: Nurowska, wilki, bestseller,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany