Brisingr od morza do Tatr

kzarecka

2008-11-21

brisingr_od_morza_do_tatrDla fanów Christophera Paoliniego nastał piękny dzień - "Brisingr", trzeci tom przygód Eragona, od dzisiejszego dnia jest dostepny (a przynajmniej powinien) w całej Polsce. Choć powieść od tygodnia można kupić w Empiku, to jednak, nie oszukujmy się, nie w każdym mieście, miasteczku, czy wsi Empik jest, otwiera drzwi i zaprasza do środka. Z Empikiem jednak sporo dobra się wiąże - "Eragon" otrzymał Asa w 2005 roku, a przez kolejne dwa lata wraz z "Najstarszym" był nominowany do tej nagrody. Z innych ciekawostek - oba tomy sprzedały się w Polsce w nakładzie przewyższającym 200 tysięcy egzemplarzy (pięknie!). Z kolei fragment "Eragona" zostanie zamieszczony w... podręczniku szkolnym do kształcenia literacko-kulturowego dla szóstoklasistów. Jak z tym wszystkim poradzi sobie "Brisingr" - trzeci tom "trylogii w czterech tomach"?



O książce - Eragon i jego smoczyca Saphira ledwie uszli z życiem z ogromnej bitwy z wojownikami Imperium na Płonących Równinach. Teraz muszą stawić czoło kolejnym niebezpieczeństwom - a także splątanej sieci obietnic i przysiąg, których Eragon może nie zdołać dotrzymać.Pierwsza to obietnica złożona kuzynowi Rotanowi, że pomoże ocalić z niewoli u króla Galbatorixa jego ukochaną Katrinę. Lecz Eragon musi pozostać lojalny także wobec innych. Vardeni rozpaczliwie potrzebują jego siły i zdolności, podobnie elfy i krasnoludy. Gdy buntownicy zaczynają szemrać, a ze wszystkich stron zagrażają im wrogowie, Eragon musi dokonać wyborów, które zawiodą go na krańce Imperium i jeszcze dalej, i mogą wymagać niewyobrażalnie wielkich ofiar.

Eragon to największa nadzieja wolnych ludów na zakończenie tyranii Galbatorixa. Czy niegdysiejszy chłopak ze wsi zdoła zjednoczyć siły buntowników i pokonać króla?

Fragment
Eragon przyglądał się mrocznej kamiennej wieży, będącej schronieniem potworów, które zamordowały jego wuja, Garrowa.
Leżał na brzuchu, ukryty za grzbietem piaszczystego wzgórza porośniętego rzadkimi źdźbłami trawy, ciernistymi krzakami i małymi kulkami kaktusów. Kruche łodyżki zeszłorocznej roślinności kłuły go w dłonie, gdy powoli pełzł naprzód, próbując lepiej przyjrzeć się Helgrindowi, górującemu nad otaczającą go krainą niczym czarny sztylet wbity we wnętrzności Ziemi.
Ukośne promienie wieczornego słońca zasnuwały wzgórze długimi, wąs­kimi cieniami i daleko na zachodzie oświetlały taflę jeziora Leona, zamieniając horyzont w migoczącą sztabkę złota.
Z lewej strony dobiegał Eragona miarowy oddech jego kuzyna, Rorana, leżącego obok. Zazwyczaj niesłyszalny, ruch powietrza teraz wydawał się Eragonowi, z jego wyostrzonym słuchem, nienaturalnie głośny; była to zaledwie jedna z wielu zmian, jakie zaszły w nim po przemianie, którą przeszedł podczas Agaetí Blödhren, Święta Przysięgi Krwi elfów.
Nie zwracał jednak na to uwagi, skupiony na obserwacji kolumny ludzi, przesuwającej się powoli w stronę podstawy Helgrindu, po pokonaniu pieszo mil dzielących górę od miasta Dras-Leona. Grupa dwudziestu czterech mężczyzn i kobiet, odzianych w ciężkie skórzane szaty, maszerowała na czele kolumny. Ludzie ci poruszali się dość dziwnie, każdy inaczej – kołysali się, podskakiwali, kuśtykali, szurali nogami, kręcili się, wspierali na kijach bądź podpierali rękami, maszerując na zadziwiająco krótkich nogach. Dopiero po chwili Eragon zorientował się, że każdemu z nich brakowało ręki, nogi bądź jednego i drugiego. Ich przywódca siedział wyprostowany w lektyce dźwiganej przez sześciu niewolników o naoliwionej skórze. Eragon pomyślał, że to zdumiewające osiągnięcie, wziąwszy pod uwagę fakt, iż ciało owego mężczyzny – bądź kobiety, nie potrafił określić płci – składało się wyłącznie z torsu i głowy, na której tkwiła wysoka na trzy stopy ozdobna skórzana tiara.
– Kapłani Helgrindu – wymamrotał do Rorana.
– Umieją posługiwać się magią?
– To możliwe. Nie odważę się zbadać góry umysłem, dopóki nie odejdą, bo jeśli istotnie są magami, wyczują mój dotyk, nawet najlżejszy, i odkryją naszą obecność.
Za kapłanami maszerowały dwa szeregi młodych mężczyzn odzianych w złote szaty. Każdy niósł w dłoniach prostokątną metalową ramę z osadzonymi w niej dwunastoma poziomymi prętami, na których wisiały żelazne dzwonki wielkości rzepy. Połowa młodzieńców potrząsała mocno swymi ramami, gdy unosili do kroku prawą nogę, a kiedy dzwonki rozbrzmiewały żałobną kakofonią, druga połowa trzęsła swoimi, stawiając lewe stopy. Żelazne języki uderzały o ścianki żelaznych gardeł, a ich ponury dźwięk odbijał się echem od wzgórz. Akolici krzyczeli do wtóru, jęcząc i wrzeszcząc w ekstazie.
Za groteskową procesją ciągnął się, niczym ogon komety, korowód mieszkańców Dras-Leony. Tworzyła go szlachta, kupcy, handlarze, kilkunastu wysokich oficerów i zbieranina mniej znaczących ludzi: robotników, żebraków i zwykłych żołnierzy.
Eragon zastanawiał się, czy w tłumie podąża także gubernator Dras
Leony, Marcus Tabor.
Dotarłszy na skraj stromego rumowiska otaczającego pierścieniem Helgrind, kapłani zatrzymali się po obu stronach wielkiego głazu barwy rdzy. Kiedy cała kolumna stała już przed prymitywnym ołtarzem, stwór siedzący w lektyce poruszył się i zaczął śpiewać głosem rażącym uszy jak pojękiwania dzwonków. Porywy wiatru co chwila zagłuszały deklamacje szamana, lecz Eragon dosłyszał urywki zdań wypowiedzianych w pradawnej mowie – dziwnie zniekształconej i źle wymawianej – zmieszane ze słowami z języka krasnoludów i urgali, a także frazami z archaicznego dialektu plemienia ludzkiego. To, co zrozumiał, sprawiło, że zadrżał. Kazanie bowiem traktowało o sprawach, o których lepiej nie wiedzieć, złowrogiej nienawiści dojrzewającej przez stulecia w mrocznych jaskiniach ludzkich serc, by wreszcie rozkwitnąć pod nieobecność Jeźdźców; o krwi, obłędzie i ohydnych rytuałach odprawianych pod czarnym księżycem.
Pod koniec owej odrażającej oracji dwóch pomniejszych kapłanów pośpieszyło naprzód i przeniosło swego mistrza – bądź mistrzynię – z lektyki na ołtarz. Wówczas najwyższy kapłan wydał krótki okrzyk. Bliźniacze stalowe ostrza zamigotały niczym gwiazdy, wznosząc się i opadając. Z obu ramion najwyższego kapłana wytrysnęły strumyki krwi, spływające po odzianym w skórę torsie i ściekające na głaz, a z niego na żwir poniżej.
Dwóch kolejnych kapłanów skoczyło naprzód, chwytając szkarłatne krople do kielichów. Gdy napełniły się po brzegi, podali je reszcie członków kongregacji, którzy zaczęli z zapałem pić.

– Gar! – zaklął cicho Roran. – Nie wspomniałeś wcześniej, że ci wstrętni handlarze ludźmi, obłąkani wyznawcy, skretyniali krwiopijcy to także kanibale.
– Niezupełnie. Nie jadają mięsa.
Gdy wszyscy już zwilżyli gardła, służalczy nowicjusze zanieśli najwyższego kapłana z powrotem do lektyki i obwiązali mu rany pasmami białego płótna. Na tkaninie szybko wykwitły mokre, ciemne plamy.
Rany najwyraźniej nie wywarły wrażenia na kapłanie, bo pozbawiona członków postać obróciła się w stronę wyznawców, przemawiając ustami barwy żurawin.
– Teraz naprawdę jesteście mymi braćmi i siostrami, tu bowiem, w cieniu potężnego Helgrindu, skosztowaliście soku z moich żył. Krew wzywa krew i jeśli kiedykolwiek wasza rodzina będzie potrzebować pomocy, róbcie, co tylko w waszej mocy dla Kościoła i dla innych uznających moc naszego Straszliwego Pana... By potwierdzić raz jeszcze i na nowo wiarę pokładaną w Triumwiracie, odmówcie wraz ze mną Dziewięć Przysiąg... Na Gorma, Ildę i Fell Angvarę, przysięgamy oddawać cześć co najmniej trzykroć w miesiącu w godzinie przed zmierzchem i składać w ofierze nas samych, by zaspokoić odwieczny głód naszego Wielkiego i Strasznego Pana... Przysięgamy przestrzegać zakazów zapisanych w księdze Toska... Przysięgamy zawsze nosić nasz bregnir na ciele i na zawsze unikać dwunastu z dwunastu oraz dotyku węźlastego sznura, by nie skaził...
Nagły powiew wiatru zagłuszył dalsze słowa najwyższego kapłana. Po chwili Eragon ujrzał, jak jego słuchacze dobywają niewielkich zakrzywionych noży i kolejno nacinają swe ręce w zgięciu łokcia, namaszczając ołtarz strugami krwi.
Po kilku minutach gniewny wiatr ucichł i Eragon znów usłyszał ka­płana:
– ...I wszystko, czego pragniecie i pożądacie, będzie wam dane w nagrodę za posłuszeństwo... Nasza ofiara dobiegła końca. Jeżeli jednak wśród was znajdzie się ktoś dość śmiały, by dowieść prawdziwej głębi wiary, niechaj się ukaże.
Słuchacze zamarli i pochylili się, spoglądając wyczekująco.
Przez długą cichą chwilę zdawało się, że odejdą z niczym. Potem jednak jeden z akolitów wyskoczył przed szereg.
– Ja to zrobię! – wykrzyknął.
Z wrzaskiem radości jego bracia zaczęli wymachiwać dzwonkami w szybkim, gniewnym rytmie. Zgromadzonych opanowało szaleństwo, podskakiwali i krzyczeli niczym obłąkani. Mimo odrazy, którą czuł Eragon, ta muzyka wzbudziła iskrę podniecenia nawet w jego sercu, przemawiając do prymitywnej, brutalnej części jego duszy.
Ciemnowłosy młodzieniec odrzucił złote szaty, pozostając jedynie w skórzanej przepasce, i wskoczył na ołtarz. Spod jego stóp bryznęły szkarłatne krople. Zwrócony do Helgrindu, zaczął dygotać w rytm okrutnych dzwonków. Głowa opadła mu bezwładnie, w kącikach ust wystąpiła piana, ręce wiły się niczym węże. Na skórę wystąpił pot i po chwili młodzian lśnił w promieniach zachodzącego słońca niczym posąg z brązu.
Brzęk dzwonków osiągnął szaleńcze tempo, dźwięki zderzały się ze sobą w obłąkańczym crescendo, gdy młodzian sięgnął do tyłu. Kapłan wsunął mu w dłoń rękojeść osobliwego narzędzia: ostrej klingi długiej na dwie i pół stopy, z mocnym jelcem, łuskową rękojeścią, śladową osłoną i szerokim płaskim ostrzem, które na końcu rozszerzało się wachlarzowato, kształtem przypominając smocze skrzydło. Było to narzędzie zaprojektowane tylko w jednym celu: by rozcinać zbroje, kości i ścięgna równie łatwo, jak pełen wody bukłak.
Młodzieniec uniósł broń, tak że przez moment celowała w stronę najwyższego szczytu Helgrindu. Potem opadł na kolano i, krzycząc niezrozumiale, opuścił ostrze na swój prawy przegub.
Krew bryznęła na skały za ołtarzem.
Eragon skrzywił się i odwrócił wzrok, choć i tak do jego uszu dotarły przeszywające wrzaski chłopaka. Podczas bitwy widywał już gorsze rzeczy, lecz rozmyślne okaleczenie własnego ciała w świecie, gdzie człowiekowi każdego dnia grozi kalectwo, wydało mu się czymś głęboko złym.
Źdźbła trawy zaszeleściły, kiedy Roran poruszył się lekko. Wymamrotał przekleństwo, które zniknęło w gąszczu jego brody, po czym znów umilkł.
Podczas gdy kapłan opatrywał ranę młodego człowieka – zatrzymując krwotok zaklęciem – jeden z akolitów odwiązał dwóch niewolników, którzy dźwigali lektykę najwyższego kapłana. Następnie przykuł ich za kostki do osadzonego w ołtarzu żelaznego pierścienia. Akolici wydobyli spod szat liczne pakunki i usypali z nich stos na ziemi, poza zasięgiem niewolników.
Zakończywszy obrzędy, kapłani i ich orszak odeszli spod Helgrindu w stronę Dras-Leony, znów dzwoniąc i zawodząc. Jednoręki fanatyk, potykając się, dreptał tuż za lektyką najwyższego kapłana.
Jego twarz rozjaśniał błogi uśmiech.

Christopher Paolini "Brisingr"; Wydawnictwo: Mag; Format: 135 x 205 mm; Liczba stron: 624; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7480-110-2

"Brisingr" - przygoda Eragona trwa! (jeszcze jeden fragment powieści na łamach PL)

Megabestseller - odsłona trzecia

Tagi: Christopher Paolini, brisingr, eragon, najstarszy, fragment,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany