"Nauczona doświadczeniem poszukam profesjonalnego wydawcy" - Urszula Ptak-Małysiak o swojej książce

kzarecka

2007-12-05

ulawywiad_160Urszulę Ptak-Małysiak poznałam na krakowskich targach. Jednak już wcześniej dochodziły mnie słuchy o "babce z Microsoftu co zaczęła pisać". Zbliżająca się do 40-tki kobieta biznesu, wydała książkę. Niby dla siebie, ale przecież publikacja trafiła i na księgarskie półki, i na targi książki. Zainteresowała mnie. I właśnie z tego zainteresoania jest między innymi dzisiejszy wywiad. Poczytajcie o pracy nad "Innym drzewem", o walce, o marzenia, podróżach, Polsce i literaturze.



Katarzyna Zarecka: - Na okładce "Innego drzewa" czytam: - Pierwsze opowiadania pisywała odkąd nauczyła się pisać, ale zawsze do szuflady, bo nic nie wydawało się jej tak dobre, aby to komukolwiek pokazać. Co wpłynęło na to, że jednak odwaga się pojawiła?

Urszula Ptak-Małysiak: - Trudno wskazać jednoznaczne wydarzenie. Zdecydowanie przyczynił się do tego jeden znajomy, który zapytał mnie, jak mi się podoba w Stanach i dostał ode mnie emaila z opisem wrażeń. Powiedział: - Fajnie to opisałaś, wydaj to. I przypomniał mi, że zawsze o tym marzyłam. Nieoczekiwanie znalazł się czas i pieniądze, żeby to zrobić. I już.

"Inne drzewo" nie jest książką autobiograficzną. Jednak wiele w niej wątków jest żywcem wyciągniętych z Pani życia. To w pewien sposób obnażanie się. Czuła Pani potrzebę opowiedzenia o swoim życiu, czy po prostu stwierdziła, że tyle się w nim działo, że nie potrzeba tworzyć fikcji od początku do końca?

Wbrew pozorom tak zadane pytanie nie jest łatwe. Po trochu i tak, i tak. Należę do pokolenia z roku 1966,
specyficzny rocznik, graniczny, kiedy wprowadzono stan wojenny mieliśmy po 15 lat, właśnie skończyliśmy szkołę podstawową. W tamtych czasach dopiero w tej sytuacji mogliśmy się zaliczyć do młodzieży. Wystarczył rok różnicy, aby być jeszcze dzieckiem. W '89 kończyliśmy studia, a więc pierwsze zawodowe kroki zaczęliśmy stawiać wraz z nową rzeczywistością. Mój życiorys nie jest wyjątkowy pod żadnym względem, to typowy życiorys mojego rocznika i mojego pokolenia. Dlatego czułam potrzebę opowiedzenia losów ludzi takich jak ja.

Biznes na ogół kojarzy się z silnymi jednostkami, trzeźwymi analitykami. Literatura z wrażliwymi obserwatorami. Pani istniejąc w jednym świecie, postanowiła zacząć żyć i w drugim. Jak widać, to możliwe. Jednak czy łatwe? Czy tak wyobrażała sobie Pani debiut?

Całkowicie się nie zgadzam z takim podziałem. Wielu moich partnerów w biznesie to ludzi bardzo wrażliwi, doskonali obserwatorzy otwarci na drugiego człowieka, pełni empatii. Tylko wówczas, gdy umiemy zrozumieć i poczuć
ludzi dookoła nas, mieć marzenia i być wrażliwymi na sprawy innych, odniesiemy sukces w biznesie. Mam na myśli szczery, prawdziwy biznes, a nie gwałtowne zbogacenie się.

W jednym z listów pisze Pani o emigracji, podejściu do spraw związanych z własnym krajem. Pada też tam stwierdzenie, że Polacy są tacy, jacy są. I już. Wtedy jednak był PRL. Jacy, według Pani, teraz, w tej sytuacji politycznej wewnętrznej i zewnętrznej, są Polacy?

I znowu – pytanie jak rzeka – szerokie. Wrócę do tego, co mówiłam o moim roczniku. Ci, którzy są ode mnie starsi, wciąż w większości dzielą świat na my i oni. I te granice trochę im się mieszają, nie są tak jednoznaczne jak kiedyś. Prowadzi to do zagubienia, frustracji i rozczarowania. To pokolenie niespełnionych marzeń. Rozliczać? Ale kogo i jak? Czy o taka Polskę walczyliśmy? Czy przed taką Polską się broniliśmy? Na takie pytania nigdy nie znajdą odpowiedzi. Ci, którzy są ode mnie młodsi,
żyją przyszłością albo tu w kraju albo za granica. Choć dla nich emigracja to zupełnie co innego niż dla ich rodziców. Czy wyjechać do Londynu czy do Warszawy, a może Wrocławia? Gdzie znajdę ciekawsza pracę? W mojej firmie pracuje 20 osób, najstarszy ma 30 lat, średnia wieku: 26-27 – nie stawiają granic, nie rozliczają przeszłości, pracują, żeby żyć, cieszyć się światem i życiem.
Położenie Polski na granicy wschodu i zachodu zmusiło nas do wytworzenia specyficznych cech. Właściwie jako naród, bronimy się z jednakowym uporem przed wschodem i zachodem. Po jednej stronie uporządkowane ogrody, przystrzyżone żywopłoty i protestancki Bóg sprowadzony do roli gwiazdy, a z drugiej dzikie pola, czeremcha i prawosławny "Hospody pomiłuj". A my pośrodku, jak przystrzyżona leszczyna, z naszym tradycyjno–nowoczesnym katolicyzmem. I nadal,
w Polakach bez względu na pokolenie, został wigor i brawura. Bardzo się cieszę, że jestem z tego narodu i że moje dzieci są Polakami.

Rzeczy niemożliwe robimy od zaraz, a na cuda potrzebujemy trochę czasu. Zapał, optymizm, profesjonalizm. Jak wspomina Pani pracę w Microsofcie?

Kiedyś jedna z koleżanek powiedziała: - Wiesz, pracuję tutaj 5 lat, ale na to, co się wydarzyło i czego się nauczyłam, powinnam przeznaczyć 15. Myślę, że szczera odpowiedź na to pytanie – to właściwie pomysł na kolejna książkę. Firma, w której pracuje i z którą utożsamia się ponad 60 tysięcy ludzi, praktycznie we wszystkich religiach i kulturach świata, nigdy nie jest wspomnieniem, nawet jeśli już się w niej nie pracuje. Pozostaje w człowieku. Jak cechy narodowe czy wyniesione z domu rodzinnego.

Czy Pani dzieci są innymi drzewami? Nie obcymi ale innymi? Cytuję słowa skierowane do Matki: - Potrzebowałam wielu lat, żeby dojrzeć, zrozumieć siebie i Ciebie, żeby przestać czuć się innym drzewem. Zastanawiam się, jak odbiera Pani teraz, gdy sama jest matką, te relacje? Relacje rodzic-dziecko.

Zdecydowanie są innymi drzewami i bardzo tego pilnuję. Staram się być jak ogrodnik, który nie zmusza rośliny do wzrostu i rozwoju wbrew jej naturze, tylko pielęgnuje i ewentualni przycina chore lub niewłaściwe pędy.

Na półce w Pani mieszkaniu stoi pokaźna kolekcja książek Joanny Chmielewskiej i Maria Puzo. Jakieś szczególne zamiłowanie do wątków kryminalnych?

Na półce w moim domu są bardzo różnorodne ksiązki. Te akurat, które Pani zauważyła, znalazły się zasięgu obiektywu. Choć nie przeczę, wątki kryminalne lubię w lekkim wydaniu pani Chmielewskiej. Co do Puzo …
to cóż, przyznam się, że fascynują mnie mafijne mechanizmy opisywane w historii rodziny Corleone. Trochę przewrotnie powiem, że fascynuje mnie sposób organizacji i kierowania ludźmi stosowany w mafii.

Wiele Pani podróżuje. Najpiękniejsze miejsce na świecie to dla Pani…

Nie mam. Urok miejsc bardzo mocno związany jest z sytuacją, atmosferą, porą roku, nastrojem. Kiedyś zapytałam syna, że gdyby ktoś powiedział mu, że umiera i ma czas, aby zobaczyć tylko jedno miejsce na świecie, co by mu polecił. Odpowiedział: - Wschód szańca na wyschniętym, słonym jeziorze w Tunezji, na skraju Sahary. Zgadzam się z nim .

Jest Pani daleko od wielkomiejskiego zgiełku. Z jednej strony rżenie koni, zachód słońca. Z drugiej 0,5 ha trawy, chwastów, róż i innych roślin. Dom. To zrozumiałe, że dom tworzą ludzie – za nimi się tęskni, do nich wraca. Kiedy jednak Pani wyjeżdża tęskni również za miejscem?

Nie. Ja w głębi duszy jestem Jan bez ziemi. Nie przywiązuję się do miejsc.

Jak zareagowali znajomi, gdy usłyszeli o pomyśle druku? Egzemplarze przecież najpierw zostały podarowane im. A teraz? Teraz książka jest w księgarniach. Chodzi mi o to, czy się dziwili, czy może sami namawiali do szerszego udostępnienia tekstu?

Raczej pozytywnie. Większość po przeczytaniu książki uznała za oczywiste, że będzie dostępna komercyjnie. Spotkałam się ze zdecydowanym poparciem, zresztą dzięki temu podjęłam to wyzwanie.

Jak to się mówi – apetyt rośnie w miarę jedzenia. Myśli już Pani nad kolejną książką? Koniec "Innego drzewa" to sugeruje.

Tak, ale nauczona doświadczeniem poszukam profesjonalnego wydawcy. I pytanie do pani – myśli Pani że znajdę?


Urszula Ptak-Małysiak o drzewie i samej sobie
Jeden z szesnastu, czyli jedna gałąź z drzewa
Recenzja "Innego drzewa"

Tagi: inne drzewo, książka, wywiad, recenzja, fragment, urszula ptak małysiak, microsoft, joanna chmielewska, puzo,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany